niedziela, 27 marca 2016

III. "Spisek Skorpiona"

— Danna, co ty tu robisz? — sapnął blondyn. Nieźle się zdziwił, kiedy ujrzał swojego ponoć zmarłego towarzysza. Bardzo go szanował, nawet kiedy ich zdanie o sztuce było zupełnie inne.
— Stoję, jak widzisz. — odpowiedział.
— Jak zawsze bez emocji, un! — Deidara był najwyraźniej bardzo podekscytowany tym spotkaniem. Zupełnie inaczej, niż Sasori.
— Możesz się w końcu zamknąć? Miałem zamiar cię wtajemniczyć, ale wiedzę że jesteś za głupi. — westchnął.
— Jak to w ogóle możliwe, że żyjesz? Różowa z Konohy cię przecież zabiła. Zetsu tak twierdzi. — Przeszedł do rzeczy.
— Nie zabiła, udawałem. — odparł, nad wyraz spokojnie, kiedy blondyn kipiał ze złości.
  — Przez twoją zabawę w trupa przydzielono mi Tobiego! Czy ty masz pojęcie jakim idiotą on jest?! — wycedził przez zaciśnięte zęby, wymachując rękoma w te i we w te.
— Jeżeli jest większym idiotą od ciebie, to współczuję. Ale przejdźmy w końcu do rzeczy, nie zamierzam dłużej czekać aż się ogarniesz. — prychnął, przewracając oczami. Może i sztuczne, ale zawsze jakieś tam miał.
     — Jestem diabelnie ciekawy, jak to możliwe że ciągle dychasz. Zacznij od tego, danna.
— Spieszy mi się. — syknął, ocierając dłonią czoło. Nic dziwnego, że był poddenerwowany i chętny do ucieczki. Bowiem dłuższe konwersacje z Deidarą coraz częściej doprowadzały go do białej gorączki, pomimo tego, iż był marionetką, pozbawioną większości uczuć.
  Mimo, wszystko Akasuna no Sasori pozostawał oazą spokoju. Jego dziwaczna idea piękna całkowicie go pochłonęła. Zachwycał się urokliwą rzeczką, płynącą kilka metrów od najbliższej posesji. Z tego miejsca widać było całą wioskę – nie powalała ona rozmiarami, kilka ubogich chatek, dookoła las, a przed główną bramą płynęła rzeka. Irytujące, trwałe piękno.
— Danna, miałeś coś powiedzieć. — Rokkusu pomachał krwistowłosemu przed twarzą, co poskutkowało. Ten otrząsnął się z letargu i spojrzał na towarzysza.


DEIDARA

— Planujemy pozbyć się Tobiego i mamy nadzieję, że nam w tym pomożesz. — Nie tyle co byłem zdziwiony, ale i zdezorientowany. Mieli zamiar pozbyć się tak upierdliwego i mało pracowitego człowieczka? Intrygujące.
— Rokkusu? — Do licha! Akurat teraz, kiedy mam się dowiedzieć czegoś ważnego, przywiewa tą szaloną kobietę. Spojrzałem na Sasoriego, który nie wątpliwie był poirytowany całym tym zdarzeniem. Miałem mu w czymś pomóc, a pojawiła się osoba której na razie nie zamierzałem zdradzać swojej pełnej tożsamości.
— Wrócę tu za dwa dni. Siedź cicho i postaraj się aby kolejnym razem, nikt nam nie przeszkodził. — warknął, znikając z pola widzenia. Cholera, jaki byłem wkurwiony!
— Danna! — krzyknąłem.
Nie dość, że sceneria przypominała komedię romantyczną, to na dodatek zachowałem się jakbym był aktorem w jednej z nich! O zgrozo, nie zamierzam przebierać się w eleganckie fatałachy tylko i wyłącznie dla tego, że zawołałem jednego ze swoich wspólników! To takie irytujące.
— Wyjesz do księżyca? — Odwróciłem się i zobaczyłem Yukiji.
Nie mam pojęcia czy zrobiłem coś nie tak, coś złego… Widać było, że płakała a ja nie miałem zielonego pojęcia dlaczego. W końcu jest kobietą – jakby na to nie patrzeć – to mimo wszystko coś mnie podkusiło, aby się dopytać. Już miałem otwierać buzię, kiedy kruczowłosa wtuliła się we mnie. Przyznam, że to było dziwne i to bardzo. W takich sytuacjach czuję się, jak kompletny bezwartościowy debil, nie wiem czy mam przytulić, powiedzieć coś miłego, czy też zmieszać z błotem i po prostu zabić. Chyba zdała sobie sprawę z mojego zdezorientowania, bo po chwili odsunęła się, przetarła oczy i przeprosiła – oczywiście jąkając się. Jestem w stu procentach pewny, że nigdy nie dowiem się, co siedzi w głowach kobiet. Nigdy.
— O-okej... — mruknąłem, odwracając głowę w bok.
Moje policzki dziwnie płonęły, a ja strasznie się przestraszyłem. Dopiero co rany zaczęły się goić i nie piekły już tak bardzo, a teraz zaczyna się gorączkowanie. Muszę szybko wrócić do zdrowia, potrenować i najważniejsze, dowiedzieć się, co Sasori miał na myśli gderając o pozbyciu się tej łamagi. I dlaczego uciekł przed Yuki-coś-tam? Czyżby wystraszył się kobiety?
— Szybko zmieniasz kolorki! Dokładnie jak kameleon! — pisnęła, klaszcząc w dłonie, jakby odkryła coś ciekawego. Zgromiłem ją spojrzeniem i zeskoczyłem z dachu, kierując się w stronę lasu. Miałem zamiar opanować niepotrzebne emocje i odgonić wzbierające się we mnie myśli. Jak na umór, mózg nie zamierzał ze mną współpracować. Wpadnę w histerię, zdemoluję troszkę tą obskurną wioskę i wyfrunę zadowolony do siedziby... Jakie to wszystko jest upierdliwe!

YUKIJI

Aah! Głupia, głupia, głupia! Jestem wariatką czy wariatką? Oba warianty są dobre. Złapałam się za głowę i soczyście zaklęłam. Właśnie wtuliłam się w obcego mężczyznę, a-ale to był impuls! Potrzebowałam tego, a na przyjaciół liczyć nie mogłam! Oczywiście, żadnego nie miałam a kobieto-mężczyzna był jedyną osobą, z którą gaworzyłam. Muszę w końcu, wziąć się w garść i udać się z powrotem do Konoha. To tam wszystko się zaczęło i wszystko się zakończy. Lecz pozostaje jedno pytanie. Jak pokonać lęk?
— Co to za dym?! Jasna cholera, dom się pali! — pisnęłam, widząc jak gęsta chmara smogu wydobywa się oknem i kominem. 
Co ten debil wyczynia?!
Wskoczyłam przez dziurę do pomieszczenia, chcąc dowiedzieć się, co spowodowało ogień, ale ku mojemu zaskoczeniu nie było żadnego pożaru. Nie spodziewałam się czegoś takiego.
Blondyn siedział na ziemi pałaszując pieczoną rybę na patyku. Ale skąd on się tu, u licha, wziął?! Widziałam jak idzie w dzicz, więc ni cholery nie rozumiem jakim cudem się tu znalazł. Przetarłam oczy i jeszcze raz zerknęłam na jego skupioną twarz. Spędziłam ledwie dzień z tym chłopakiem, żeby wiedzieć jak głupi i przystojny jest zarazem.
Tfu! Wypluj to ostatnie słowo, idiotko! Chociaż, muszę przyznać że gdyby podciąć mu lekko końcówki wyglądałby kompletnie zjawiskowo.
— Odleciałaś, un? — Musiało mnie porządnie zamroczyć, bo nawet nie zauważyłam kiedy wstał i zaczął machać mi patykiem przed twarzą.
— Nie mów, kiedy jesz. — burknęłam, krzyżując ręce pod biustem. Postanowiłam także wbić mu do łba kilka porad odnośnie dobrych manier, ot co! Rokkusu strzeliła żyłka, a ja mogłam zatańczyć taniec zwycięstwa!
— Jesteś głupia. — zganił mnie i zajął miejsce przy kominku.
— Śpisz na podłodze. — wymamrotałam pod nosem, kierując się w stronę łazienki.
Gorąca kąpiel, to coś, czego bardzo potrzebowałam. Ciągłe użeranie się z Rokkusu strasznie mnie zmęczyło. Zignorowałam jego krzyki oburzenia i przekroczyłam progi pokoju. Kakaowe ściany, śmietankowa podłoga, otulały pomieszczenie swoim ciepłem. Łazienka nie była wielkich rozmiarów. Na przeciwko drzwi był szeroki czarny prysznic, w lewym kąciku koło drzwi stała umywalka ze złotymi zdobieniami. Toaleta mieściła po prawej stronie i nie zwracałam na nią większej uwagi. Może dlatego nabiłam sobie multum siniaków, uderzając się o nią po nocach? Jedynymi rzeczami jakie tutaj lubiłam to miodowy dywanik z farfoclami i ogromne lustro po lewej stronie.
Zrzuciłam zbędne ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Z zimna przeszły mnie ciarki, ale gorąca woda szybko uspokoiła tę nieproszoną reakcję. Spojrzałam na stopy i zatopiłam się w nawałnicy wspomnień.
Minęło zaledwie kilka dni od uaktywnienia tego pieprzonego sharingana, kilka od zabicia własnej towarzyszki. Jak przerażające musi być moje życie? Ile jeszcze mam cierpieć? Najpierw straciłam rodziców, potem zmarła moja siostra w tej cholernej masakrze, zabiłam przyjaciółkę która próbowała wykończyć mnie.
Uderzałam dłońmi w policzki, aby lekko się otrząsnąć. Podziałało. Jeżeli znajdę siedzibę Akatsuki, przyniosę jakiś dowód, wtedy stanę się niewinna. A potem wypełnię swoją zemstę i zniszczę Konohę!
Momentalnie poczułam chłód. Woda przestała płynąć, a ja głupia uderzyłam pięścią w ścianę.
— Cholera… — zaklęłam, widząc sączącą się ciesz. Nie obędzie się bez nowych bandaży.
— Ile się jeszcze będziesz moczyć?! Ryba już ostygła! — krzyknął Rokkusu z drugiego pokoju. Oczywiście, nie pomyślałam o nim! Na pewno wie, gdzie jest aktualnie „Brzask”! Kiedy go zabierałam, widziałam kawałek płaszcza z czerwoną chmurą – on musi coś wiedzieć!
Wyskoczyłam spod prysznica jak oparzona, szybko złapałam za klamkę, ale dzięki chłodowi, który panował w pomieszczeniu, zdałam sobie sprawę, że jestem naga. Omal nie krzyknęłam. Złapałam za czarny top i krótkie, szare spodenki do połowy ud, by po chwili szybko się w nie ubrać. Włosy przetarłam ręcznikiem i rozczesałam tak, że spływały kaskadami po ramionach.
— Rokkusu? — Zrobiłam sowie oczy, widząc go śpiącego na moim łóżku. Akurat teraz, kiedy wieje na kilometr wigorem chętna dobycia informacji, ten się leni. Zabraniałam mu przecież! Złapałam go za kostki i ściągnęłam migiem z łóżka. Zrobię mu jesień średniowiecza z tych kudłów! Jeszcze popamięta moje słowa, nie dam sobie w kaszę dmuchać!
— Czego chcesz, kobieto? Nie widzisz, że śpię?! — warknął nieprzyjemnie, jednocześnie zjadając mnie wzrokiem. Chyba przeholowałam. 
Nie, nie, nie! Nie ma mowy abym się teraz poddała!
Złapałam za katanę, która stała oparta o ścianę obok łóżka i wycelowałam nią w chłopaka. Ten usiadł drapiąc się po karku, po chwili spojrzał na mnie jak na wariatkę, którą zapewne byłam.
— Jestem nieuzbrojony, jak chcesz walczyć to daj mi glinę, a wtedy ukażę Ci moją sztukę, un!  — Teraz to ja mierzyłam go wzrokiem. Nie miałam pojęcia o co chodzi, może chce używać nie tylko białej broni, ale i technik? A może czegoś zakazanego? Zdecydowanie jestem najgłupszą, najmniej inteligentną i najbardziej szaloną osobą z mojego klanu.
— Glinę?
— Tak, no chyba, że wolisz walczyć wręcz. — Był ospały, a jego mózg dopiero ogarniał przebieg sytuacji. Jednak mimo wszystko, wykazywał się większą inteligencją, niż ja. Szlag by go! Mogę walczyć technikami, kataną, wręcz, sharinganem... cholera, wszystkim! Zaraz posmakuje mojej pięści na swoim czole i mojego gustownego laczka w swojej wielkiej dupie.
— Normalnie wisienka wśród debili, których miałam okazję poznać. — mruknęłam pod nosem, grzebiąc w jednym z koszyków pod łóżkiem. Kilka shurikenów, bandaże, o tak! Jest i glina. Wprawdzie miałam zrobić z niej garnek, ale teraz liczy się tylko zdobycie informacji.
— Łap! — Rzuciłam mu woreczek pełen białej, lepkiej konsystencji.
Na samą myśl o robieniu z niej czegokolwiek, przeszły mnie obrzydzające dreszcze. Przyjrzałam mu się kiedy ulewał maź do dwóch kieszeni po bokach spodni. 
Czy on serio zamierza tym czymś walczyć?
— Rusz się. — Podszedł do drzwi i czekał cierpliwie, aż się odezwę.
— Jasne, ale idziesz przodem! Muszę mieć cię na oku, żebyś nigdzie nie uciekł. Poza tym, jeżeli przegrasz, powiesz mi wszystko, co wiesz o „Brzasku”. — Wtedy nagle znieruchomiał, a jego oczy przepełniała mieszanka strachu i niedowierzania, jakbym odkryła coś, czego nie powinnam. Po dobrej chwili zamroczenia powrócił na dogodne tory. Drzwi otworzyły się z ogromnym impetem, uderzając mojego przeciwnika prosto w twarz, przez co ja też oberwałam, lecz nie drzwiami tylko jego głową. Nie byłam pewna, ale chyba straciliśmy przytomność.



~Następny rozdział~ " Informacje i nieproszeni goście".

Dobra, moja wena na tego bloga kompletnie się wyczerpała. Jest tak samo jak z Fairy Tail, może i mam jakieś resztki weny i całą historię zaplanowaną, ale ni cholery tego nie wystrugam.

Czas się zakatować Shippudenem na nowo i wszystko wróci! :D
Itachi: Było nie zakładać 5 blogów.
Zamilcz q_q
Przepraszam, że ten rozdział jest tak krótki jak 1, ale nie miałam weny na rozpisywanie się, a już w szczególności na dialogi. Kilka scenek funu się pojawiło, ale nie ma co kłamać - rozdział prawie na odczepnego.
Ale teraz zamiast smęcić, trza się brać do roboty i pisać! Pisać! Pisać! Bo wena w końcu nadeszła! :D Przepraszam za opóźnienie!
~ Tak jak mówiłam, rozdziały będą raz na miesiąc i tutaj NIC się nie zmienia.
Zapraszam na bloga o SasuHina : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, chwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.

Uchiha Hinata

1 komentarz:

  1. Podoba mi się! ^^
    Czekam na rozdział niecierpliwie. <3
    Życzę weny. ^-^
    Ise

    OdpowiedzUsuń