poniedziałek, 2 maja 2016

IV. "Informacje i Nieproszeni Goście"



  YUKIJI

Obudził mnie… hałas? 
Tak… potworne wołania o pomoc i zapach palącego się drewna.
Uniosłam powieki i spróbowałam ujrzeć jak najwięcej, niestety, mój umysł nadal był zamglony. Wszystko mnie bolało, oczy chciały się jak najprędzej zamknąć, usta pragnęły kilku kropli wody, a czoło pulsowało, jak cholera. Wydałam z siebie ciche syknięcia i podniosłam się do siadu.
Blondyn nadal leżał nieprzytomny na ziemi, za oknem widać było porażające płomienie, które zbliżały się do nas wielkimi krokami. Ale najgorsze w tym wszystkim były maski ANBU. Widziałam ich kilku i szybko ukryłam swoją chakrę, chociaż pewnie już mnie zauważyli. Problemem był Rokkusu. 
Jeżeli był ninją, to jego chakra nawet po utracie przytomności jest widoczna. Szybko wstałam i postanowiłam uciec jak najdalej i jak najszybciej. Żwawo wstałam i niepostrzeżenie przebiegłam na drugą stronę pokoju. Wyjęłam opaskę, rękawice, płaszcz i shurikeny. Założyłam to, co się nadawało i schowałam broń oraz medykamenty do torby, którą przewiązałam przez pas. To samo zrobiłam z kataną, tkwiącą teraz spokojnie w pochwie na moich plecach. Byłam gotowa i czym prędzej podbiegłam do blondyna, aby go obudzić. Był mi potrzebny. Raz, mogłam dowiedzieć się czegoś o Akatsuki; dwa, gdybym go tu zostawiła pewnie by coś z niego wyciągnęli o mojej osobie. Potargałam jego ciałem, nic. Uderzyłam go w policzek – nadal nic, żadnej reakcji. Zacisnęłam dłoń w piąstkę i z całej siły uderzyłam go w brzuch. Tym razem szybko otworzył oczy i podniósł się do siadu, łapiąc łapczywie powietrze. 
— Rokkusu, musimy uciekać. ANBU jest w wiosce, jeśli nas namierzą będzie źle. — szepnęłam do niego. Jego oczy powiększyły się o kilka rozmiarów, widać było że nie jest z tego faktu zadowolony. Ja z resztą też nie byłam.
— Cholera, teraz mnie budzisz? Nie mogłaś się pośpieszyć, un?! — Żyłka wskoczyła mu na czoło, a ja nie zamierzałam odpuścić! Krew się we mnie gotowała i musiałam mu po prostu dopiec, nawet jeżeli od tego zależy moje życie!
— Możesz łaskawie podnieść ten swój gruby tyłek i mi pomóc? Trzeba wiać! Rozumiesz, czy mam ci to przeliterować, co panie pani? 
Jeden punkt dla Yukiji, oł jee! Jego skwaszona, lekko zniesmaczona mimika twarzy mówiła sama za siebie. Przegięłam i to ostro. Zmarnowałam trochę czasu.
— Mniejsza z tym — Wstał i otrzepał się, zawieszając wzrok na mnie. — Mam pewien pomysł —  Kąciki jego ust, lekko drgnęły ku górze.
Borze szumiący, co on ma zamiar zrobić?! Nie mamy czasu na cere... a no tak. Sama się tak zachowałam, przed chwilą. 
— Streszczaj się. — powiedziałam głośnym szeptem, patrząc za okno. Nikogo jeszcze nie było widać, a jednym dobrym punktem było zgaszenie światła, które zrobiłam kilka minut przed utratą przytomności – brawo ja!
— Dzięki temu, że mam glinę mogę zrobić nam zasłonę dymną, bo jak mniemam nie masz przy sobie bombek, co?  —  Pokręciłam głową. — No właśnie. Kiedy wejdę na dach, zacznij kierować się na północ, w stronę lasu. Dołączę do ciebie.  —  Ooo, no super. Zadanie na zaufanie. Pięknie to sobie umyślił. Ja wyjdę, oni mnie złapią, a ten sobie ucieknie w stronę zachodzącego słońca, krzycząc wesolutko „Sayooonara!”. Jeszcze tego mi brakowało…
— Kłamiesz. Uciekniesz, a ja zostanę złapana. — wyrwało mi się. Rokkusu tylko westchnął i spojrzał na mnie poważnie, aż przeszły mnie ciarki. No dosłownie! Para błękitnych oczu przebijała mnie na wskroś, sugerując, że mówi prawdę.
— Nie ma czasu, przestań zajmować się takimi durnotami, tylko rób, co mówię! — Wskoczył na drabinę w ekspresowym tempie i zaczął przeć w górę, prosto na dach. Skrzyżowałam ramiona i bąknęłam pod nosem: 
— Jesteś tak głupi, że tylko zmądrzeć możesz. — Tak jak mi kazał, wybiegłam i nawet się za siebie nie odwracałam, dopóty dopóki nie usłyszałam ogromnego „BUM”!
Co jest, kurde?!
Skręciłam szyję do granic możliwości i wbiłam wzrok w blond czuprynę, rzucającą kulkami w stronę ANBU i ludzi z wioski, martwych ludzi. Wśród z nich zobaczyłam dziadka Roba. Leżał w kałuży krwi, trzymając się kurczowo dłoni swojej wnuczki, która tak jak on umierała. Chciałam pobiec i im pomóc, ale w tamtej chwili miecz samurajski jednego z ninja przebił dziadka na wskroś. Zaparło mi dech, aż stanęłam i zasłoniłam usta dłońmi. Łzy poleciały mi strumieniami po policzkach. Płakałam. I miałam konkretny powód. To właśnie pan Rob, pozwolił mi zostać w wiosce, ba! On kazał wybudować mi tą chatkę! Pomagał mi od początku i to bezinteresownie, a jego mała wnuczka, Isobu, zawsze się ze mną bawiła. Robiłam jej długie kasztanowe warkocze i pomagałam w nauce kanji. Byli świetnymi ludźmi, a ja nie zrobiłam nic, kompletnie nic, aby im pomóc. 
W tym momencie, znienawidziłam sama siebie.
Rozpłakałam się jak małe, głupie dziecko. To wszystko było naprawdę przerażające. Dłonie trzęsły mi się okrutnie szybko, zaś nogi uginały się tylko i wyłącznie pod pozostałą częścią mojego ciała.
Widziałam krew, rozcinane ciała, z których wyfruwały poszczególne narządy. Dodatkowo w tej mgle straciłam wgląd na Rokkusu, wszystko było tak jak myślałam. Uciekł, a mi nie pozostało nic innego jak bieg w nieznanym kierunku. Wiatr targał moimi włosami w każdą możliwą stronę często próbując wepchać mi się do gardła. Dusiłam się łzami, powietrzem, włosami, a nawet myślami. Sama tak dokładnie nie wiem ile biegłam, ale bardzo szybko straciłam oddech. Opadłem na ziemię i oddychałam głośno. Miałam serdecznie dosyć tego wszystkiego, tego całego bagna. Mogłam umrzeć i nie przeszkadzałoby mi to. Nie wiem też ile czasu leżałam na brudnej ziemi, ponieważ po chwili zerwałam się na równe nogi i ujrzałam trzy osoby. Mieli opaski z Konohy!
Wysunęłam lekko   głowę zza krzaków i przyjrzałam się dokładnie. Było dwóch nastolatków i dziewczyna, także w ich wieku.
Chłopak na pozór dość nietypowy. Miał przerażająco jasne blond włosy, czarno-pomarańczowy dres i dziwne wąsy na policzkach. Dostałby nagrodę za najbardziej oczojebny cosplay. Drugi był obok niego i jeśli o to chodzi – nie byli do siebie ani trochę podobni. Czarne włosy, oczy, spodnie, buty... Nagroda dla największego emo w historii ląduje w jego rękach (oj, nie sądzę xDD ten tytuł należy się tylko Sasuke! – dop. bety). I nadeszła kolej na dziewczynę. Różowe włosy, przepaski na łokciach, czerwona koszulka i czarne spodnie. Mimo, że wyglądała z nich wszystkich najnormalniej, to po ponownym przyjrzeniu się jej kłakom stwierdziłam, że adres przychodni dla ludzi chorych bardzo by jej się przydał. 
Kto normalny farbuje włosy na tak rażący kolor i to jeszcze będąc ninja? Zauważyłam, że dyskutowali o czymś zacięcie, a ja, jak to kobieta, postanowiłam ich troszkę podsłuchać.
— Też bym chciała, aby wrócił, Naruto!  — pisnęła landrynkowa kunoichi.
— To nie zmienia faktu, że my i babunia Tsunade nie robimy w tej sprawie kompletnie nic -dattebayo! — uniósł się pomarańczowy dodatek do ramen.
— Przestańcie się kłócić, w ten sposób nic nie zdziałacie! — Widać było, że emos próbuje ich okiełznać. Ale brak dobrego bata i kagańców dał się chyba we znaki. Zachowywali się jak dzikie zwierzęta! Różowa szarpała się to z jednym to z drugim wydzierając się przy tym niemiłosiernie. Włożyłam nawet szyszki do uszu, by nie słyszeć tego upierdliwego zrzędzenia! Niestety nie podziałało.
— Idiota!  — Niech to się już zakończy, błagam! Nie zamawiałam tortur na dziś! Byłam grzeczną, małą dziewczynką! Dreszcze przeszyły mnie po chwili, insynuując że zbliża się niebezpieczeństwo. Owinęłam się płaszczem i złapałam za katanę wystawiając ją przed me oblicze. Nie wiedziałam kto to może być. Czy to niedobitek z ANBU, człowiek z wioski, Rokkusu, a może prawdziwi nastolatkowie, którzy przed chwilą się kłócili! Może to były klony i zasadzili się tu na mnie?! 
Spokojnie…, powiedziałam w myślach. Przewróciłam teatralnie oczami wracając myślami na ziemię. 
Krzaki trzęsły się co kilka sekund, aż w końcu wyłoniła się z nich blond czupryna. Mogłam w końcu odetchnąć z ulgą. Przybył mój książę z bajki na wyimaginowanym rumaku! Proszę państwa, oto kobieta z głosem faceta!
— Naprawdę cię nienawidzę. — Spojrzałam na niego wzrokiem płatnego zabójcy. Najchętniej dorwałabym się do niego i wybiła kilka zasad piąstką, ale kobiety tak nie robią. Kobiety są pięknościami o nadnaturalnych kształtach i ubogim odzieniu, okryte wiązanką morderczych zachowań, godnych przestępcy. O czym ja tak właściwie pomyślałam...
— Daruj sobie, te niesnaski. To niedobitki z Konohy i nie są tacy słabi, jak ci się wydaje. — Wychodzi na to, że nadal jestem najmniej doinformowana o wszystkim co tu się dzieje. Nie będę tego zwalać na pisiont lat spędzonych w wiosce skał, ale to przechodzi ludzkie pojęcie! Chcę wiedzieć wszystko, tylko żeby głowa od tego nie urosła. Bycie monstrum z wodogłowiem mi nie odpowiada.
— Przecież wiem, idioto! — Zdzieliłam go w głowę piętą. Ma się ten refleks, kurde balans! — Tak właściwie to jak mnie tu znalazłeś? Myślałam, że zabierzesz siedzenie i uciekniesz tam gdzie raki zimują.  — To nie moja wina, że jadaczka cały czas się otwierała i nie chciała domknąć. Musiałam się po prostu do kogoś odezwać, a że to jedyna osoba, jaką znam i jestem w całkiem przyjemnych rachunkach, to sory memory ale Rokuś pocierpi.
— Idiotko, bo cię usłyszą! — Usłyszałam głośne „klasp”. Blondyn uderzył się otwartą dłonią w czoło. I kto tu się głośno zachowuje, do jasnej cholery! On! On! Wybierzcie jego! To Pokemon! 
Westchnęłam ciężko, krzyżując ręce na piersiach. Moja mina wyglądała, jakby ktoś właśnie wyprowadził mnie z równowagi, a czoło pokryła znaczna ilość żyłek. Wdech i wydech, nic tu nie pomoże, trzeba skopać mu tyłek i tyle!

DEIDARA

— Shannaro!  — Znałem ten okrzyk i wiem, że nie zwiastuje nic dobrego! To ta różowa, która zabiła Dannę! Nie było nawet chwili na ucieczkę, kiedy z impetem uderzyła w ziemię pięścią, przedtem wybijając się z najwyższej gałęzi drzewa. Myślałem, że umarłem! Jednakże uczucie ogromnej chakry tak znanej i upierdliwej postanowiło otworzyć mi oczy. Rozejrzałem się i co zobaczyłem?
Yukiji stała kawałek za zniszczoną podłogą razem ze mną, byliśmy otoczeni ogromną chmurą, zbitą z fioletowej energii. To było Susanoo, nic bardziej pewnego. Tylko co tutaj robi? Jest tu Itachi, może Sasuke? Kij z tym! Mojego tyłka nie będzie ratował żaden Uchiha, ale na razie ja sobie tu tak postoję.
— To... niemożliwe  — Różowowłosiasta była w ogromnym szoku, ale bądź co bądź podzielałem jej emocje. Yukiji ma sharingana? Więc jak go zdobyła, zabiła kogoś i odebrała oczy czy jest z klanu Uchiha? Nie, to nie możliwe. Oni zostali wymordowani przez Itachiego, tylko Sasuke ocalał. Nic tu się nie trzyma kupy.
Spojrzałem na twarz dziewczyny, nie wyrażała żadnych emocji. Po policzkach spływała krew, a wargi były przygryzione. Chyba mocno się stresowała, poznałem to po zaciśniętej prawej ręce. W lewej trzymała katanę i była gotowa na każdy atak. Mimo wszystko nasza dwójka nie ma najmniejszych szans z Kyuubim, który drzemie w brzuchu Naruto... Chwila, co to za uczucie? Czy ja się właśnie boję...? Ten ucisk w piersiach, kołatanie serca, pot spływający po twarzy i, co najgorsze, trzęsące się ręce. To nie może być prawda. Muszę wyciągnąć nas z tego bagna!
Włożyłem dłoń do kieszonki po glinę, lecz Chikara od razu wyrzuciła ją stamtąd. Spojrzałem na nią jak na furiatkę, którą była, ona tylko pogroziła mi wzrokiem i wróciła do zgrywania twardzielki. Kobiety...
— To trochę uciążliwe, nie sądzicie? Nie przygotowałam poczęstunku na wasz przyjazd...  — Mówiła wolniej i bardziej arogancko. Była pewna siebie, pewna że wygra i to przy małym wysiłku. Czy ta baba chociaż raz nie skontroluje sytuacji i nie wymyśli ciekawszego planu, niż bezmyślna gadka i atak? Typowa... Uchiha.
— Jesteś z klanu Uchiha? — Czarno-włosy wyłonił się zza krzaków ze swoją bezuczuciową miną. Po Naruto nie było śladu, więc to oczywiste że zacząłem się rozglądać. Ten palant może być wszędzie! Ostatnim razem, kiedy na niego polowałem, o mało mnie nie zabił! Trzeba być ostrożnym. Szepnąłem do niej:  — Jest tu jeszcze Kyuubi, w brzuchu wkurzającego nastolatka o blond włosach. Bądź ostroż… na.  — Spaliłem buraka, ale szybko powróciłem na właściwe tory. Czekała nas ciężka walka, więc nie mogę tak sobie podrywać kobiet, które znam ledwo cztery dni! To się nazywa kalejdoskop…
— Uchiha Yukiji. A ty landrynko z pączkiem na koszulce?  — Jej kąciki ust podniosły się delikatnie. Warstwa Susanoo podzieliła się na dwie. Jedna mniejsza opatuliła całe moje ciało, druga wręcz ogromna chroniła Chikarę… Uchihę kurde! Spoufalam się z Uchihą! Strzeliłem kolejnego placka, odwracając się i ulatniając kawałek dalej, aby odszukać tego durnia. Jeśli kręci się gdzieś w pobliżu, jesteśmy zagrożeni.
— Gdzie jest Sasuke –dattebayo?!  — Cholera jego jasna jak słońce mać! Pobiegłem w złą stronę! Gdy tylko się odwróciłem Uzumaki zaatakował Yuki swoim rasenganocośtam, na szczęście pancerz Susanoo był cholernie wytrzymały i nic nie poczuła. Mrugnąłem kilka razy oczami i dokładnie przyjrzałem się płaszczu, który założyła. Był postrzępiony, jakby ktoś przejechał po nim kosiarką, ale to mój kawałek garderoby! To płaszcz z Akatsuki! Jak to możliwe, że ona go ma, un?!
— Amaterasu! — Płomień pokrył ciało różowej, która natychmiastowo zaczęła krzyczeć i cierpieć. Bezuczuciowy gostek ruszył na pomoc swojej przyjaciółce, ale w tym wypadku nie wiem czy jest w stanie coś zdziałać. Ognia Amaterasu nie da się ugasić, przynajmniej tak bełkotał Itachi, chwaląc się swą inteligencją na każdym zebraniu, un!   Mimo, wszystko postanowiłem przyłączyć się do tej dziewczyny i jej pomóc w jakimś stopniu. Skoro ma taką moc, to na pewno przyda się w planie Sasoriego! Trzeba tylko ją jakoś przerzucić na stronę Akatsuki... to będzie trudne, ale przyjmuję wyzwanie!

Dobra oficjalnie jestem wykończona. 
Wypompowałam z siebie trochę chakry na ten rozdział i jak widać, to mnie przerosło. 
Tak bardzo chciałam coś dla was napisać, ale był brak odezwu.. weny no i chęci do jakiegokolwiek skrobania. Jeśli jest tu ktoś kto czyta blog o Fairy Tail, to niech mi powie czy mam go zawiesić czy w ogóle porzucić bo dołek niesamowity.
Ale teraz, nie będę was już przygnębiać! Daję wam rozdział i piszę V! Tak piszę! Tym razem naskrobię bitę 10 stron i nie ma być tu żadnych marudzeń! 
Do czerwca! 
Uchiha Hinata

niedziela, 27 marca 2016

III. "Spisek Skorpiona"

— Danna, co ty tu robisz? — sapnął blondyn. Nieźle się zdziwił, kiedy ujrzał swojego ponoć zmarłego towarzysza. Bardzo go szanował, nawet kiedy ich zdanie o sztuce było zupełnie inne.
— Stoję, jak widzisz. — odpowiedział.
— Jak zawsze bez emocji, un! — Deidara był najwyraźniej bardzo podekscytowany tym spotkaniem. Zupełnie inaczej, niż Sasori.
— Możesz się w końcu zamknąć? Miałem zamiar cię wtajemniczyć, ale wiedzę że jesteś za głupi. — westchnął.
— Jak to w ogóle możliwe, że żyjesz? Różowa z Konohy cię przecież zabiła. Zetsu tak twierdzi. — Przeszedł do rzeczy.
— Nie zabiła, udawałem. — odparł, nad wyraz spokojnie, kiedy blondyn kipiał ze złości.
  — Przez twoją zabawę w trupa przydzielono mi Tobiego! Czy ty masz pojęcie jakim idiotą on jest?! — wycedził przez zaciśnięte zęby, wymachując rękoma w te i we w te.
— Jeżeli jest większym idiotą od ciebie, to współczuję. Ale przejdźmy w końcu do rzeczy, nie zamierzam dłużej czekać aż się ogarniesz. — prychnął, przewracając oczami. Może i sztuczne, ale zawsze jakieś tam miał.
     — Jestem diabelnie ciekawy, jak to możliwe że ciągle dychasz. Zacznij od tego, danna.
— Spieszy mi się. — syknął, ocierając dłonią czoło. Nic dziwnego, że był poddenerwowany i chętny do ucieczki. Bowiem dłuższe konwersacje z Deidarą coraz częściej doprowadzały go do białej gorączki, pomimo tego, iż był marionetką, pozbawioną większości uczuć.
  Mimo, wszystko Akasuna no Sasori pozostawał oazą spokoju. Jego dziwaczna idea piękna całkowicie go pochłonęła. Zachwycał się urokliwą rzeczką, płynącą kilka metrów od najbliższej posesji. Z tego miejsca widać było całą wioskę – nie powalała ona rozmiarami, kilka ubogich chatek, dookoła las, a przed główną bramą płynęła rzeka. Irytujące, trwałe piękno.
— Danna, miałeś coś powiedzieć. — Rokkusu pomachał krwistowłosemu przed twarzą, co poskutkowało. Ten otrząsnął się z letargu i spojrzał na towarzysza.


DEIDARA

— Planujemy pozbyć się Tobiego i mamy nadzieję, że nam w tym pomożesz. — Nie tyle co byłem zdziwiony, ale i zdezorientowany. Mieli zamiar pozbyć się tak upierdliwego i mało pracowitego człowieczka? Intrygujące.
— Rokkusu? — Do licha! Akurat teraz, kiedy mam się dowiedzieć czegoś ważnego, przywiewa tą szaloną kobietę. Spojrzałem na Sasoriego, który nie wątpliwie był poirytowany całym tym zdarzeniem. Miałem mu w czymś pomóc, a pojawiła się osoba której na razie nie zamierzałem zdradzać swojej pełnej tożsamości.
— Wrócę tu za dwa dni. Siedź cicho i postaraj się aby kolejnym razem, nikt nam nie przeszkodził. — warknął, znikając z pola widzenia. Cholera, jaki byłem wkurwiony!
— Danna! — krzyknąłem.
Nie dość, że sceneria przypominała komedię romantyczną, to na dodatek zachowałem się jakbym był aktorem w jednej z nich! O zgrozo, nie zamierzam przebierać się w eleganckie fatałachy tylko i wyłącznie dla tego, że zawołałem jednego ze swoich wspólników! To takie irytujące.
— Wyjesz do księżyca? — Odwróciłem się i zobaczyłem Yukiji.
Nie mam pojęcia czy zrobiłem coś nie tak, coś złego… Widać było, że płakała a ja nie miałem zielonego pojęcia dlaczego. W końcu jest kobietą – jakby na to nie patrzeć – to mimo wszystko coś mnie podkusiło, aby się dopytać. Już miałem otwierać buzię, kiedy kruczowłosa wtuliła się we mnie. Przyznam, że to było dziwne i to bardzo. W takich sytuacjach czuję się, jak kompletny bezwartościowy debil, nie wiem czy mam przytulić, powiedzieć coś miłego, czy też zmieszać z błotem i po prostu zabić. Chyba zdała sobie sprawę z mojego zdezorientowania, bo po chwili odsunęła się, przetarła oczy i przeprosiła – oczywiście jąkając się. Jestem w stu procentach pewny, że nigdy nie dowiem się, co siedzi w głowach kobiet. Nigdy.
— O-okej... — mruknąłem, odwracając głowę w bok.
Moje policzki dziwnie płonęły, a ja strasznie się przestraszyłem. Dopiero co rany zaczęły się goić i nie piekły już tak bardzo, a teraz zaczyna się gorączkowanie. Muszę szybko wrócić do zdrowia, potrenować i najważniejsze, dowiedzieć się, co Sasori miał na myśli gderając o pozbyciu się tej łamagi. I dlaczego uciekł przed Yuki-coś-tam? Czyżby wystraszył się kobiety?
— Szybko zmieniasz kolorki! Dokładnie jak kameleon! — pisnęła, klaszcząc w dłonie, jakby odkryła coś ciekawego. Zgromiłem ją spojrzeniem i zeskoczyłem z dachu, kierując się w stronę lasu. Miałem zamiar opanować niepotrzebne emocje i odgonić wzbierające się we mnie myśli. Jak na umór, mózg nie zamierzał ze mną współpracować. Wpadnę w histerię, zdemoluję troszkę tą obskurną wioskę i wyfrunę zadowolony do siedziby... Jakie to wszystko jest upierdliwe!

YUKIJI

Aah! Głupia, głupia, głupia! Jestem wariatką czy wariatką? Oba warianty są dobre. Złapałam się za głowę i soczyście zaklęłam. Właśnie wtuliłam się w obcego mężczyznę, a-ale to był impuls! Potrzebowałam tego, a na przyjaciół liczyć nie mogłam! Oczywiście, żadnego nie miałam a kobieto-mężczyzna był jedyną osobą, z którą gaworzyłam. Muszę w końcu, wziąć się w garść i udać się z powrotem do Konoha. To tam wszystko się zaczęło i wszystko się zakończy. Lecz pozostaje jedno pytanie. Jak pokonać lęk?
— Co to za dym?! Jasna cholera, dom się pali! — pisnęłam, widząc jak gęsta chmara smogu wydobywa się oknem i kominem. 
Co ten debil wyczynia?!
Wskoczyłam przez dziurę do pomieszczenia, chcąc dowiedzieć się, co spowodowało ogień, ale ku mojemu zaskoczeniu nie było żadnego pożaru. Nie spodziewałam się czegoś takiego.
Blondyn siedział na ziemi pałaszując pieczoną rybę na patyku. Ale skąd on się tu, u licha, wziął?! Widziałam jak idzie w dzicz, więc ni cholery nie rozumiem jakim cudem się tu znalazł. Przetarłam oczy i jeszcze raz zerknęłam na jego skupioną twarz. Spędziłam ledwie dzień z tym chłopakiem, żeby wiedzieć jak głupi i przystojny jest zarazem.
Tfu! Wypluj to ostatnie słowo, idiotko! Chociaż, muszę przyznać że gdyby podciąć mu lekko końcówki wyglądałby kompletnie zjawiskowo.
— Odleciałaś, un? — Musiało mnie porządnie zamroczyć, bo nawet nie zauważyłam kiedy wstał i zaczął machać mi patykiem przed twarzą.
— Nie mów, kiedy jesz. — burknęłam, krzyżując ręce pod biustem. Postanowiłam także wbić mu do łba kilka porad odnośnie dobrych manier, ot co! Rokkusu strzeliła żyłka, a ja mogłam zatańczyć taniec zwycięstwa!
— Jesteś głupia. — zganił mnie i zajął miejsce przy kominku.
— Śpisz na podłodze. — wymamrotałam pod nosem, kierując się w stronę łazienki.
Gorąca kąpiel, to coś, czego bardzo potrzebowałam. Ciągłe użeranie się z Rokkusu strasznie mnie zmęczyło. Zignorowałam jego krzyki oburzenia i przekroczyłam progi pokoju. Kakaowe ściany, śmietankowa podłoga, otulały pomieszczenie swoim ciepłem. Łazienka nie była wielkich rozmiarów. Na przeciwko drzwi był szeroki czarny prysznic, w lewym kąciku koło drzwi stała umywalka ze złotymi zdobieniami. Toaleta mieściła po prawej stronie i nie zwracałam na nią większej uwagi. Może dlatego nabiłam sobie multum siniaków, uderzając się o nią po nocach? Jedynymi rzeczami jakie tutaj lubiłam to miodowy dywanik z farfoclami i ogromne lustro po lewej stronie.
Zrzuciłam zbędne ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Z zimna przeszły mnie ciarki, ale gorąca woda szybko uspokoiła tę nieproszoną reakcję. Spojrzałam na stopy i zatopiłam się w nawałnicy wspomnień.
Minęło zaledwie kilka dni od uaktywnienia tego pieprzonego sharingana, kilka od zabicia własnej towarzyszki. Jak przerażające musi być moje życie? Ile jeszcze mam cierpieć? Najpierw straciłam rodziców, potem zmarła moja siostra w tej cholernej masakrze, zabiłam przyjaciółkę która próbowała wykończyć mnie.
Uderzałam dłońmi w policzki, aby lekko się otrząsnąć. Podziałało. Jeżeli znajdę siedzibę Akatsuki, przyniosę jakiś dowód, wtedy stanę się niewinna. A potem wypełnię swoją zemstę i zniszczę Konohę!
Momentalnie poczułam chłód. Woda przestała płynąć, a ja głupia uderzyłam pięścią w ścianę.
— Cholera… — zaklęłam, widząc sączącą się ciesz. Nie obędzie się bez nowych bandaży.
— Ile się jeszcze będziesz moczyć?! Ryba już ostygła! — krzyknął Rokkusu z drugiego pokoju. Oczywiście, nie pomyślałam o nim! Na pewno wie, gdzie jest aktualnie „Brzask”! Kiedy go zabierałam, widziałam kawałek płaszcza z czerwoną chmurą – on musi coś wiedzieć!
Wyskoczyłam spod prysznica jak oparzona, szybko złapałam za klamkę, ale dzięki chłodowi, który panował w pomieszczeniu, zdałam sobie sprawę, że jestem naga. Omal nie krzyknęłam. Złapałam za czarny top i krótkie, szare spodenki do połowy ud, by po chwili szybko się w nie ubrać. Włosy przetarłam ręcznikiem i rozczesałam tak, że spływały kaskadami po ramionach.
— Rokkusu? — Zrobiłam sowie oczy, widząc go śpiącego na moim łóżku. Akurat teraz, kiedy wieje na kilometr wigorem chętna dobycia informacji, ten się leni. Zabraniałam mu przecież! Złapałam go za kostki i ściągnęłam migiem z łóżka. Zrobię mu jesień średniowiecza z tych kudłów! Jeszcze popamięta moje słowa, nie dam sobie w kaszę dmuchać!
— Czego chcesz, kobieto? Nie widzisz, że śpię?! — warknął nieprzyjemnie, jednocześnie zjadając mnie wzrokiem. Chyba przeholowałam. 
Nie, nie, nie! Nie ma mowy abym się teraz poddała!
Złapałam za katanę, która stała oparta o ścianę obok łóżka i wycelowałam nią w chłopaka. Ten usiadł drapiąc się po karku, po chwili spojrzał na mnie jak na wariatkę, którą zapewne byłam.
— Jestem nieuzbrojony, jak chcesz walczyć to daj mi glinę, a wtedy ukażę Ci moją sztukę, un!  — Teraz to ja mierzyłam go wzrokiem. Nie miałam pojęcia o co chodzi, może chce używać nie tylko białej broni, ale i technik? A może czegoś zakazanego? Zdecydowanie jestem najgłupszą, najmniej inteligentną i najbardziej szaloną osobą z mojego klanu.
— Glinę?
— Tak, no chyba, że wolisz walczyć wręcz. — Był ospały, a jego mózg dopiero ogarniał przebieg sytuacji. Jednak mimo wszystko, wykazywał się większą inteligencją, niż ja. Szlag by go! Mogę walczyć technikami, kataną, wręcz, sharinganem... cholera, wszystkim! Zaraz posmakuje mojej pięści na swoim czole i mojego gustownego laczka w swojej wielkiej dupie.
— Normalnie wisienka wśród debili, których miałam okazję poznać. — mruknęłam pod nosem, grzebiąc w jednym z koszyków pod łóżkiem. Kilka shurikenów, bandaże, o tak! Jest i glina. Wprawdzie miałam zrobić z niej garnek, ale teraz liczy się tylko zdobycie informacji.
— Łap! — Rzuciłam mu woreczek pełen białej, lepkiej konsystencji.
Na samą myśl o robieniu z niej czegokolwiek, przeszły mnie obrzydzające dreszcze. Przyjrzałam mu się kiedy ulewał maź do dwóch kieszeni po bokach spodni. 
Czy on serio zamierza tym czymś walczyć?
— Rusz się. — Podszedł do drzwi i czekał cierpliwie, aż się odezwę.
— Jasne, ale idziesz przodem! Muszę mieć cię na oku, żebyś nigdzie nie uciekł. Poza tym, jeżeli przegrasz, powiesz mi wszystko, co wiesz o „Brzasku”. — Wtedy nagle znieruchomiał, a jego oczy przepełniała mieszanka strachu i niedowierzania, jakbym odkryła coś, czego nie powinnam. Po dobrej chwili zamroczenia powrócił na dogodne tory. Drzwi otworzyły się z ogromnym impetem, uderzając mojego przeciwnika prosto w twarz, przez co ja też oberwałam, lecz nie drzwiami tylko jego głową. Nie byłam pewna, ale chyba straciliśmy przytomność.



~Następny rozdział~ " Informacje i nieproszeni goście".

Dobra, moja wena na tego bloga kompletnie się wyczerpała. Jest tak samo jak z Fairy Tail, może i mam jakieś resztki weny i całą historię zaplanowaną, ale ni cholery tego nie wystrugam.

Czas się zakatować Shippudenem na nowo i wszystko wróci! :D
Itachi: Było nie zakładać 5 blogów.
Zamilcz q_q
Przepraszam, że ten rozdział jest tak krótki jak 1, ale nie miałam weny na rozpisywanie się, a już w szczególności na dialogi. Kilka scenek funu się pojawiło, ale nie ma co kłamać - rozdział prawie na odczepnego.
Ale teraz zamiast smęcić, trza się brać do roboty i pisać! Pisać! Pisać! Bo wena w końcu nadeszła! :D Przepraszam za opóźnienie!
~ Tak jak mówiłam, rozdziały będą raz na miesiąc i tutaj NIC się nie zmienia.
Zapraszam na bloga o SasuHina : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, chwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.

Uchiha Hinata

środa, 9 marca 2016

II. "Omamy"





    Dlaczego? Co ja Ci zrobiłam? — Kolana się pode mną uginały.
Nie czułam już nic, nie słyszałam własnego oddechu, a nawet bicia serca. Chociaż wiedziałam, że biło w zawrotnym tempie.
Kunai… zbliżał się z nim do mnie…
— Jaka ty jesteś głupiutka. — zaśmiał się blondyn.
— Tak to prawda! Jestem głupia, bo przytaszczyłam do domu jakiegoś mordercę! Jestem kompletną idiotką! No już! Zabij mnie i będzie po kłopocie! — krzyknęłam donośnie, ale nie na tyle, by staruszek Rou zauważył powagę sytuacji. Nie chciałam go martwić, nawet własną śmiercią.
— Spokojnie, nie zamierzam cię zabić. Dlatego mówię, że jesteś głupiutka, um! — Uśmiechnął się i rzucił kunaiem prosto w drzewo. Miał niesamowitego cela.
— T-to czemu mnie tak straszysz, idioto?! Co ja ci zrobiłam?! — Gotowało się we mnie drugi raz w ciągu dnia.
Najchętniej podeszłabym do niego i przywaliła w tą cudowną twarz z prawego sierpowego, ale mamusia mnie nauczyła, że trzeba być kulturalnym.
— Dupek. — prychnęłam, krzyżując ręce na piersiach.
— Jakaś ty milutka, ech… — westchnął Rokkusu, rozmasowując swój kark.
Był widocznie bardziej poirytowany moją upierdliwością, niż ja sama. Tak, licząc czas, jaki ze mną spędził – będąc oczywiście przytomnym – jest wytrzymalszy, niż się spodziewałam!
— Straszysz niewinną niewiastę, która tylko poszła po drewno sama, samiusieńka! — zawołałam z udawanym dramatyzmem.
Nie minęła nawet chwila, a na jego czole pojawiła się pulsująca żyłka. Dopięłam swego! Jak to mówią „We are the champions!”.
— Dobra, mieliśmy zbierać chrust, a nie kłócić się o twoje zawyżone ego, um! — Wdech i wydech, Yukiji. To nie czas i miejsce, na małe morderstwo. 
— Jesteś taki upierdliwy. — wycedziłam przez zęby i zabrałam się do pracy, co jakiś czas uważnie lustrując wzrokiem blondyna.
Był średniego wzrostu, miał dłuższe blond włosy, a to co najbardziej mi się w nim spodobało to niebieskie oczy. Jak matkę kocham, były jak ocean, w którym mogłam zatonąć bez żadnych sprzeczek! 
Do licha, kompletnie mi odbiło, przebiegło mi przez głowę.
— Nie ociągaj się, nie zamierzam odwalać całej roboty! — burknął. 
— Oj, ucisz się już! Zamyśliłam się tylko... — Ostatnie zdanie szepnęłam najciszej jak potrafiłam.
— Tylko tego tu brakowało. Rozmarzonej panienki z dziką fryzurą. 
— U mnie przynajmniej da się rozróżnić płeć! Gdyby nie twoje jabłko Adama i męski ton głosu byłabym święcie przekonana, że jesteś niedorobioną kobietą bez piersi! — Wystawiłam mu język, ale od razu tego pożałowałam. Chłopak upuścił chrust i popchnął mnie delikatnie na drzewo, podpierając się o nie jedną ręką. Byłam w pułapce!
— Hmm... 
Lustrował mnie wzrokiem, kiedy ja trzęsłam się jak osika. Czułam jego spokojny oddech i przeszywający wzrok, jakby przebijał mnie nim na wskroś! Po chwili się zaśmiał, a ja już wiedziałam, że wyglądam jak dorodny pomidor polany truskawkową polewą. Chciałam zakryć twarz, ale ręce tak mi się trzęsły, że zamiast na mojej twarzy położyłam je na jego. 
— Pedofil! — pisnęłam głośniej, niż mi się wydawało.
O zgrozo, teraz to już mnie dziabnie tym kunaiem i skończę jako pieczeń. Będę się topić na wolnym ogniu, związana w najgorszy możliwy sposób. 
— Uśmiechasz się do takiego pedofila, jak ja? Ależ ty mnie lubisz... — Kąciki jego ust minimalnie się podniosły.
— To, że się do ciebie uśmiecham, nie znaczy że cię lubię. Mogę po prostu wyobrażać sobie, jak stoisz w płomieniach! — Skrzyżowałam ręce na piersi i odwróciłam głowę. 
— Pfff — prychnął pod nosem, zabierając się do dalszej pracy.
Sama nie wiedziałam, dlaczego mi pomaga, a co więcej – dlaczego zachowuje się tak... dziwnie. Nadal sikam w majtki na myśl o tym jego strasznym spojrzeniu, którym mnie obdarował. Albo to mierzenie kunaiem prosto w twarz. Kto normalny by się nie bał?
Cholera, Yukiji należałaś do ANBU, a teraz cykasz się jakiejś zabawki rasowego idioty?!, skasowałam się momentalnie.
Nie minęła chwila, a blond czupryna zniknęła z mojego pola widzenia. 
No pięknie, pomyślałam.
Momentalnie zakręciło mi się w głowie, na dodatek... straciłam świadomość i oddałam się fantazji wspomnień.

~ * ♥ * ~


—Yukiji-saan! — Mikihisa wbiegła do pomieszczenia szybciej, niż spóźniony pociąg.
— Co się stało, Kirita? — zachichotałam i spojrzałam na iskierki w jej oczach. No pięknie, ma dla mnie kolejną plotkę czy też może jakieś na prawdę przydatne informacje? 
— Ostatnio poszperałam w papierach i znalazłam ciekawy artykuł o Akatsuki! — Teraz to ja byłam podekscytowana, jakbym dostała najlepszy prezent na święta! 
— Niemożliwe! Przeszukałam granice, rozmawiałam z ludźmi… a nawet przejrzałam dokumenty Tsuchikage, ale nie mogłam znaleźć nic! 
To było nie do pomyślenia. Męczyłam się z wiadomościami o Akatsuki od przeszło pół roku, a znalazłam tyle co wszyscy wiedzą.
— Podobnież jeden z nich jest zbiegłym ninją z naszego kraju. — W tym momencie zakrztusiłam się własną śliną. 
— Ej, Yuki! Spokojnie! — Poklepała mnie po plecach. — Masz. Przeczytaj je na spokojnie, a ja muszę lecieć. Wielmożny Tsuchikage mnie wzywa i chyba dostanę srogą reprymendę! — Wyskoczyła, jak oparzona i od razu pognała do gabinetu. Lecz ja nadal stałam jak kołek na środku sali treningowej z wysypującymi się papierami w dłoni.
— Kogo my tu mamy, Yukiji Chikara, co? — Wszystko tylko nie ta kanalia!
— Po co tu przylazłaś, Doll? — prychnęłam, chowając papiery do torby. Znając moje szczęście, ta wkurzająca kobieta zacznie węszyć i prędzej czy później wykradnie mi te dokumenty.
— Może grzeczniej? Jestem w końcu twoją przyjaciółką. — Uśmiechnęła się sztucznie.
Dobre sobie. Krew mi buzowała, a najgorsze jest to, że miałam ochotę powyrywać jej kudły i powbijać igły w jej ciało! Chociaż… krzesło elektryczne też brzmiało nieźle!
— Przestań szczekać, lepiej mów czego chcesz.
Eh… a miałam tyle wyrafinowanych wyzwisk! Moja kochana „przyjaciółka” zapewne chce wyciągnąć jak najwięcej informacji i zebrać oklaski za wykonaną robotę. Co to to nie, po moim trupie!
— Oddaj mi te dokumenty.
Jestem wróżbitką, czy to ona jest taka tempa i łatwa w obsłudze? Tak łatwo było ją rozgryźć! O cholera! Nagły przypływ radości i dumy wyparował, jak poranny nieświeży oddech. Dobra, może to nie było dobre porównanie, ale tak samo obrzydliwe jak jej szpetna mordeczka.
— Chyba śnisz!
Nawet nie zdążyłam się rozkręcić, ponieważ kunai wylądował centralnie przed moją twarzą.
— Dawaj. — syknęła przez zęby.
Wyglądała niczym wredna, sukowata panna z domieszką cyckolotów i metalowych akcesorii wbitych w twarz. Miała długie białe włosy i brązowe oczy. Gdyby nie kolczyki, wyglądałaby praktycznie normalnie. Na szczęście byłyśmy ubrane w mundur ANBU, więc nie ingerowałam w dalsze szczegóły.
— Nie ma mowy, odbiło ci? — powiedziałam donośnym głosem.
To prawda, byłam przestraszona. Nie spodziewałam się, że nawet tak upierdliwy babsztyl – na dodatek z drużyny – przystawi mi nóż do gardła! Momentalnie złapałam za katanę i przystawiłam ją do szyi napastniczki. Starałam się zachować zimną krew, aby ktoś nie wysnuł pochopnych wniosków, kiedy tutaj wejdzie. Tak! Wyczuwałam czakrę kogoś jeszcze. Była bardzo potężna, lecz nie to mnie w niej przerażało. Bardziej bałam się jej złowrogiej natury. Wewnątrz czułam się jak struchlały kot, kiedy nagle zniknęła. Nogi się pode mną ugięły, upadłam na kolana i wyplułam dość dużo szkarłatnej mazi na podłogę.
— Widzę, że sama się wykończysz.
Schowała nóż i to był jej błąd. Wytarłam usta rękawem i zniknęłam, by po chwili pojawić się za jej plecami i zaatakować. Tak jak myślałam, złapała mnie za nogę i przerzuciła kawałek dalej. Była nieźle wysportowana i w chwilach, kiedy walka była jedynym rozwiązaniem, potrafiła wymyślić idealną strategię, by zwyciężyć. O nie, moja droga, ja ci na to nie pozwolę! Nie ma nawet takiej opcji!
Udało mi się zatrzymać, z ledwością wręcz. Doll wyciągnęła z pochwy swój długi miecz samurajski i rozpoczęła natarcie, tym razem wiedziałam, że to pojedynek na śmierć i życie. Ale o co walczyłyśmy? O kilka papierków popisanych atramentem.
— Nie denerwuj mnie!
Rzuciłam w jej stronę kilka shurikenów i odskoczyłam parę metrów w tył. Niestety zostały skutecznie zablokowane, a dodatkowo Doll uaktywniła jedną ze swoich technik. Walka stała się jeszcze bardziej zacięta. Doll zdążyła uraczyć mnie kawałkiem trucizny, kiedy wbiła ostry nóż w moją nogę. Tak, bałam się, byłam wręcz przerażona, ale kto by nie był w takiej sytuacji? Każdy człowiek się boi, nawet ten ,który nie ma na to czasu.
Taka sytuacja nie powinna się wydarzyć!, pisnęłam w myślach, unikając serii ataków.
Tak bardzo nie chciałam używać swojej prawdziwej siły, ale chęć mordu zaczynała przejmować nade mną kontrolę.
— Dosyć tego! — krzyknęłam rzucając się na nią z kunaiem, którego tym razem nie zdążyła zablokować.
Trafiłam idealnie w tętnicę, przez co krew buchnęła z jej ramienia, aż w końcu upadła na ziemię wyziewając ducha. Nie powiem, że jestem z siebie zadowolona, czy też dumna. Pozbawiłam życia starą przyjaciółkę, z którą kiedyś trzymałam się, jak papużki-nierozłączki. Gadałyśmy o chłopakach, o naszych ideałach, celach, a nawet podzielałyśmy przerażające sekrety które nigdy, powtarzam – nigdy nie powinny były ujrzeć światła dziennego. Szkoda tylko, że obie tak diametralnie się zmieniłyśmy.
— Yukiji-saaan! Co tu się wydarzyło?! — Mikishisa rzeczywiście wpadła nie w porę.
Miała dla mnie jakąś ekscytującą nowinę, ale po jej oczach i łzach w nich skumulowanych byłam pewna, że jest śmiertelnie przerażona. W końcu nie na co dzień widzi się własną przyjaciółkę, która morduje twoją przyrodnią siostrę. Cofnęła się kilka kroków do tyłu i uciekła z płaczem, by po kilku minutach wrócić z wielmożnym Tsuchikage oraz jego wierną częścią ANBU.
— To nie tak jak myślisz! To ona mnie...
— Zabiłaś moją siostrę, czego nigdy Ci nie wybaczę! Jak mogłaś?! Wiem, że ostatnio nie za bardzo się dogadywałyście, ale to nie jest powód, by się zabijać! Yukiji... dlaczego?!
— Przecież mówię, że to nie to, na co wygląda! Wielmożny Tsuchikage ja… — Próbowałam się bronić, ale jak zwykle mój najlepszy przyjaciel – a za razem kompan od urodzenia – pech, wygrał. Władca podszedł do ciała Doll i zamknął jej oczy dłonią.
— Zabiłaś moją wnuczkę… A ja dałem ci dom. Dałem ci możliwość nowego, normalnego życia. Dostałaś pracę w specjalnym oddziale, taką, o której marzyli twoi rodzice. Więc czemu? — powiedział głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji. Już wiedziałam, że skończy się to albo banicją, torturami albo w najgorszym wypadku śmiercią. Najprawdopodobniejszą opcją była śmierć.
— Proszę mi uwierzyć, Wielmożny! To na prawdę…
— Dosyć. Powiedziałaś już dużo. Pokazałaś na co cię stać. Dobrze wiesz, że tłumaczenia nie poprawią sytuacji w jakiej aktualnie się znajdujesz. — wysyczał przez zęby i krótkim gestem rozkazał oddziałowi mnie wyeliminować. Wolę zostać banitką, niżeli umierać płonąc na stosie albo zostać podziurawioną jak sitko. Co to to nie!
— Błagam! — Mikichisa tylko patrzyła i widać było, że najchętniej sama wymierzyłaby wyrok.
Nie byłam w stanie uniknąć większości wymierzonych ciosów. Byłam poraniona, a co gorsza zaczynałam dusić się krwią przez nagły nawrót choroby. Mimo wszystko nie zamierzałam się poddawać. A skoro mam możliwość, to czemu by nie uciec z kraju? To jedyna opcja. Tchórz…
Pełna adrenaliny rzuciłam się na nich z kataną blokując i wymierzając ataki w najlepsze miejsca do szybkiego pozbycia się żyć wrogów. Po kilku minutach w sali zostałam tylko ja, Tsuchikage, Mikihisa oraz kilku specjalnych ochroniarzy Wielkiego. (Błagam jaki on tam wielki, nawet metra nie ma! >< ).
— Jak to możliwe dziadku? — szepnęła Kirita w stronę emeryta.
Oczywistą oczywistością jest, że na starcie nie będę pokazywać wszystkich swoich zdolności! Nie byłam najgorsza w walce, należałam do najlepszej grupy zabójców z Wioski Skały i, chociaż tego nie widać, miałam serce miękkie, jak gąbka. Wiem także, że nie mam szans z Tsuchikage, dlatego najlepszą opcją w tej sytuacji była ucieczka. Ale jak? Jak mam uciec, do cholery?! Czas narobić trochę dymu.
— Naah! Koniec rozgrzewki. Myślałam, że skoro to jakiś nad wyraz uzdolniony oddział, to w nim pojawią się jacyś doskonali szermierzy, a nie takie chucherka, jak to coś. — Wskazałam na Kiritę i Ichimoku, leżącą w kałuży krwi.
Zachichotałam sztucznie jak laska z bazaru i uśmiechnęłam się podle w ich stronę. Mimo, że nie zamierzałam być taką wredną suką, to nie było innej możliwości. No bo co? Mam podejść, pomachać na pożegnanie i powiedzieć „astala wista bejb”? Nie, to nie jest ta sytuacja. Moje dołączenie do ANBU miało miejsce tylko ze względu na ambicje moich staruszków. Zdecydowanie nie mam nic do stracenia. W momencie, kiedy moja dawna przyjaciółka rzuciła się na mnie z obustronnym sztyletem, zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki wdech i... uaktywniłam mangekyo sharingan.



~ * ♥ * ~
  Moje powieki były ciężkie, nie mogłam ich całkowicie podnieść. Czułam, że ktoś mnie niesie. Przez swoją głupotę z dawką debilstwa pomyślałam, że to staruszek Rob albo mój książę z bajki! Niestety, żadna z tych opcji się nie sprawdziła.
O kurwix Uchihix!, zaklęłam w myślach, natychmiast otwierając oczy. Miło mi, jestem Yukiji Sowa i mam na pana ochotę.
— Puszczaj mnie! — pisnęłam, nie mając tego na myśli dosłownie. Po prostu chciałam zejść i zobaczyć, czy to na prawdę nad wyraz przystojna kobieta. A może to jednak świadek Jehowy? O nie! Na temat Boga nie rozmawiam!
— Jak sobie życzysz!
Momentalnie poczułam twardą ziemię pod pośladkami. W normalnym wypadku wstałabym, zawyła z bólu i wygarnęła, ale teraz muszę zająć się odwłokiem, który boli, jak cholera! Moja kość ogonowa uderzyła o boleśnie duży kamień! Jak nic mam połamaną dupę i to wszystko przez niego! Chwila… że co?!
— Rokkusu?! — Właśnie po raz drugi w życiu spaliłam się ze wstydu. Nic nie poradzę, że jego umięśniona klatka piersiowa była tak wygodna! Normalnie jakbym spała na ogrzewanej poduszce!
— Nie jestem pedofilem. — burknął, widocznie niezadowolony.
— Mógłbyś choć trochę uważać, jak kogoś niesiesz, a szczególnie, jeśli jest to kobieta! — O mało nie rzuciłam się na niego z piąstkami.
— Serio? Z której strony? — Zaczął mi się przyglądać, obchodząc wokoło. Czułam się osaczona, jak takie małe głupiutkie dziecko które musi być pod stałą kontrolą, aby nie udusić się powietrzem.
— Ała! Dupa mnie przez ciebie boli! — Zdenerwowałam się bardziej.
— Trzeba było patrzeć gdzie się spada, un! — Odgryzł się, a ja nie miałam na to wytłumaczenia. Po prostu siedziałam na ziemi z miną srającego kota i gapiłam się na Rokkusu jak na rasowego debila przystało.
— Co się lampisz, dziewczyno? — Zaniepokoił się, kiedy wyczuł mój psychiczny uśmieszek.
— Masz łaskotki?
— Nie? — Miał oczęta jak żetony! Mówię poważnie!
— Czemu kłamiesz? — Podniosłam się tylko, a jego sylwetka zniknęła z mojego pola widzenia. Normalnie się za nim kurzyło! Właśnie teraz dostałam ataku śmiechawki –idealne wyczucie, nie ma co!

DEIDARA

Cholera jasna! Gdybym stamtąd nie zwiał, ona na pewno by mnie na śmierć załaskotała! Ale czego ja się boję, kuźwa! Dziewczyny, która myśląc, że jestem kobietą przytaszczyła mnie do domu na taczce, po drodze uderzając, a to wiosłem, a to kafelką? Pozazdrościć kreatywności, un! Nawet się nie spostrzegłem a byłem już przy tej samej dziwnej chacie, co rankiem. Takie łaskotki dają niezłego kopa! Idealny energetyk dla takiego lenia, jak ja!
Był już wieczór, a Yukiji nadal nie zawitała do domu. Nie miałem komu dokuczać, a ruszać dupska do siedziby jakoś mi się nie chciało. Doszło do tego, że latałem po suficie jak pająk i grałem w karty z kataną. Czekaj chwilę… kataną?! Na cholerę dziewczynie narzędzie zbrodni?
Tak, Deidara, jesteś zbyt wścibski i pozbawiony inteligencji.
No cóż, jeszcze raz przyjrzałem się pokojowi i znalazłem wejście do góry. Oczywiście, drabina stała tuż obok, więc przystawiając ją do wyjścia, czmychnąłem na dach budynku. Wszystko wyglądało jak na filmie. Identycznie, jak w jakiejś durnej komedii romantycznej. Ciemne niebo, gwiazdy, lekki wiatr, Sasori… łejt… SASORI?!
— Danna!


— Zamknij się, Deidara. Mamy do pogadania. — syknął szkarłatnowłosy, pacyfikując mnie wzrokiem.

~~
Oya Oya Oya!
Napisałam rozdział w niecałe 13 dni! Toż to istny progres jest q_q
Itachi: Kiedyś pisałaś kilka w tydzień.
Zamknij się Uchiha! 
Itachi: Nawet wtedy kiedy mam rację i dobrze o tym wiesz?
Ta..Tak! Ja tutaj się staram podziękować za komentarze i w ogóle wyspowiadać się czytelnikom, a ty wpierdzielasz mi tutaj nochal w nie swoje sprawy ><!
Itachi: Masz okres?
*////* NO UBIJĘ CIĘ WIOSŁEM UCHIHA! I TWOJEGO BRACISZKA TEŻ! >.<

Wracając.
Jak widzicie, rozdział jest o wiele dłuższy od poprzedniego a następny będzie tak długi, że moje kochana Beta się wykończy xD
Następny rozdział za 2-3 tygodnie.
Pozdrawiam, Uchiha Hinata.
Betowała: Shōri-Chan

piątek, 26 lutego 2016

I. "Walka z Umierającym"



        Deidara szybko, lecz niechętnie zebrał się do kupy. Mimo, że było mu ciężko się poruszać, postanowił zużyć ostatki chakry, jaka mu pozostała. Może i z jego perspektywy wyglądało to nie najgorzej, ale tak naprawdę sytuacja przedstawiała się wręcz tragicznie. Mimo że kunoichi nie wydawała się jakaś nadzwyczajnie silna w jej chakrze było coś dziwnego, coś niezwykle kojącego. Na dodatek jej aura, wzbudzała w Deidarze dziwną chęć dobroci.
        — Coś nie tak, blondasku? — Przed obliczem chłopaka pojawiła się średniej wysokości niewiasta o kruczym kolorze długich włosów.
Jej kasztanowe oczy przewiercały twarz Deia na wskroś. Miała krótką, szarą spódniczkę i luźną czarną bluzę, sięgającą do połowy ud. Bynajmniej blondyn tylko tyle zauważył zanim pierwszy kunai wylądował pomiędzy jego nogami.
         — Ej! — krzyknął, rozszerzając nogi. Kto wie co by się stało gdyby tego nie zrobił.
     — Walcz. Sam tego chciałeś. — powiedziała kobieta, zachęcając go do pojedynku. Dobrze wiedziała, jak się skończy, ale i tak chciała postawić na swoje.
     — Cholera, jesteś bardzo upierdliwa! Ale zaraz poznasz moją sztukę, un! — Blondyna poniosło.
Zerwał się na równe nogi i włożył dłonie do kieszeni po bokach, w których znajdowała się glina.
     — Nie będę czekać wieki! — Rzuciła kolejnym nożem, ale tym razem blondyn szybko go uniknął, odrzucając w jej stronę kilka shurikenów.
      — Poznaj, czym jest sztuka! — Po chwili pod nogami dziewczyny pojawiło się kilka białych małych mrówek.
      — To ta sztuka? Bawisz się plasteliną? — O mało nie parsknęła śmiechem, lecz tym razem nie poirytował się. Złożył dłoń w podstawową pieczęć i uruchomił gliniany zapalnik.
— Katsu! — Bomby wybuchły, powodując daleki odrzut ciałem dziewczyny. Swoim upadkiem złamała kilka drzew, aż w końcu lgnęła na ziemię, podminowana.
— Robisz zamieszanie, żółtodziobie. — prychnął Deidara, podchodząc do dziewczyny. Kiedy był już pewien swego zwycięstwa, ciało zniknęło, a pojawiła się para.
Cholera, to był klon! Jestem w okropnym stanie, ale to powinienem był zobaczyć!, przeszło mu przez myśl.
— Żałosne. — powiedziała kobieta, wbijając ostry kunai w brzuch chłopaka. Jednakże, blondyn wcale się tym nie przejął i jeszcze raz wykonał pieczęć.
— Katsu! — Kilka drobnych, ledwo widzialnych bomb przylgnęło do ciała brunetki i zniszczyło ją całkowicie. Wykończony opadł na ziemię, tracąc świadomość.


DEIDARA


Nagle moje niebo zaczęło się przejaśniać. Co rusz widziałem w tej ciemności jakiś odcień błękitnego nieba, a nawet gałęzie.
— Um, gdzie ja jestem, do cholery? — Nie mogłem skleić nawet krótkiego zdania. Ba! Było jeszcze gorzej – właśnie straciłem głos.
— Cicho! Już niedaleko, więc się ucisz! — ryknął poszepnie kobiecy głos. No pięknie. Ledwo co wyobrażałem sobie gadające drzewa, pojawiła się kobieta. Znowu mam omamy.
W tym momencie znowu straciłem przytomność.


YUKIJI


Ile ona waży?! A może to on…? W sumie, to sama nie wiem. Chociaż, gdyby się tak przyjrzeć nie ma ani biustu, ani wcięcia w tali. A może to jakaś nastolatka z mocną mutacją?
Zdecydowanie zgłupiałam. Odchyliłam włosy do tyłu, licząc, że znowu nie przeszkodzą mi w życiu. Pociągnęłam chłopaka na małą łódeczkę i sama na nią wskoczyłam.
— A co jeżeli to jakiś gwałciciel?! — Pokraśniałam wewnętrznie i zewnętrznie, upuszczając wiosło, które upadło na leżącego faceta.
No świetnie! Jak matkę kocham, jeszcze się na mnie rzuci z propozycją dołączenia do jakiejś sekty! Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, a cichaczem, jak prawdziwy ninja, zabrałam wiosło z twarzy nad wyraz przystojnej kobiety. Myślałam, że się obudzi, ale chyba zapadła w sen zimowy. Cóż, trudno, z tych włosów będzie niezłe futro!
— Jestem zabawna. — zachichotałam od tak, przeprawiając nas na drugą stronę rzeki. Mimo że w moim mniemaniu podróż trwała jakieś tysiące lat, to najzwyczajniej w świecie zajęła dziesięć minut.
Wciągnęłam ciało na pierwszą lepszą taczkę i ruszyłam w drogę do domu. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, jak to zabrzmiało, a co gorsza wyglądało. Właśnie w tym momencie poczułam się, jak rasowy morderca. Kilku zaprzyjaźnionych wędkarzy spoglądało na mnie, jakbym wygrała na loterii. Ich oczy przypominały wielkie pieniążki! Ciekawe dlaczego. Może to jakiś zbiegły ninja? Czułam się nieco skrępowana. Nie minęła chwila, a przystojna kobieta powróciła na orbitę. Spoglądała na mnie, jak na idiotkę, nie wiadomo czemu. Mimo wszystko dotarłyśmy do chatki całe i zdrowe.


DEIDARA


Kiedy się przebudziłem słońce psikało mi światłem w oczy, a za plecami słyszałem zasapaną kobietę.
O zgrozo, pomyślałem.
Była niczego sobie, dorodnym pawianem. Ale może dlatego tak sądziłem, bo miała podartą spódniczkę i wyglądała jak wściekła małpa? Nie, prędzej gorylica! Właśnie w tym momencie coś ciężkiego uderzyło mnie w głowę. I to nie żaden kokos, czy cycek tej laski, a ciężka płytka spadająca z jakiejś zapyziałej chatki. Jakie było moje przerażenie, kiedy do niej weszliśmy! Wróć, ona mnie tam zaciągnęła, sapiąc, jakby przepychała pociąg. Ale może powinienem jej jakoś podziękować? W końcu, gdyby nie ona i jakieś bandaże, szybko bym skończył jedząc kwiatki od spodu. Nie ma mowy, abym robił za nawóz!
— Jak się nazywasz? — Spytała, siadając naprzeciwko mnie.
No niestety nawet jej nie odpowiem. Straciłem głos, jak zakochana syrenka, ale chyba nie pocałuję na koniec jakiegoś faceta, czy coś? Do licha! A jak mnie wciśnie w suknie ślubną i nigdy nic nie powiem? Mój książę dowie się o płci własnej żony, dopiero w noc poślubną.
O rany! Oblecha! Nie jestem gejem, tylko pedałem, który sam sobie przeczy.
— Zdechłeś? — W tym momencie nie wytrzymałem i przybrałem wyraz twarzy rasowego idioty.
Serio wyglądam, aż tak tragicznie, aby porównywać mnie do martwego zwierzęcia? W każdym razie, odkaszlnąłem i moim arcyświetnym migowym, starałem się przekazać jej informację że straciłem głos. Chyba źle mnie zrozumiała, bo patelnia wylądowała na mojej twarzy szybciej, niż kunai Itachiego. Kiedy trzeci, czwarty raz tego dnia odzyskałem przytomność, nie wiedzieć czemu byłem związany. To jeszcze nic! Na głowie miałem papierową koronę, a dziewczyna przeglądała suknie w szafie! Przepraszam bardzo, ale to jakaś choroba, czy naturalne upośledzenie? Za chwilę wyjdę za jakiegoś misia, który, do cholery, leży obok moich nóg. Istny dom wariatów. Poczułem, że tak nie może być i w końcu otworzyłem usta wydając z siebie pisk, jakby ktoś właśnie gwałcił kota (wcale tego nie widziałem! ><).
— Dobra, zacznijmy jeszcze raz. Nie możesz mówić, czy co? — Ostatnie zdanie powiedziała ewidentnie od niechcenia, ale co tam.
To była moja szansa! Szybko pokiwałem głową, a kobieta w końcu zrozumiała o co chodzi. Nie wyglądałem na mordercę? Nie miałem opaski? Czy jak... Ona traktuje mnie jak pedofila, a nie członka Akatsuki, na litość boską!
— Napiszesz mi, jak się nazywasz? Będzie mi łatwiej się do ciebie zwracać. — Uśmiechnęła się beztrosko, ale jej uśmiech szybko zniknął z twarzy.
— Rokkusu? — Przeczytała ledwo, krzywiąc się co chwilę. Nic na to nie poradzę, że pisanie mi nie idzie. To nawet nie jest sztuka, um!
— Zaraz wrócę, muszę iść po nowe bandaże. — Wyszła, a mi nie wiedzieć czemu zrobiło się gorąco. By stłamsić to uczucie, rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Nie było jakieś ogromne, wręcz przeciwnie, było malutkie i przytulne. Ściany w kolorze kakaowca, to samo z podłogą, która już kilka razy robiła za moje łózko. Na przeciwko mnie były drzwi i biały kominek, obok którego stało wielkie dwuosobowe łóżko z baldachimem. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że brunetka siedzi obok mnie i opatruje rany, które upierdliwie mi dokuczały.
Wziąłem do dłoni kartkę i pędzelek, próbując czytelnie napisać: ,,Dlaczego się mną zajęłaś?”. Posłałem jej lekkiego kuksańca w bok i pokazałem napis. Ta tylko zaśmiała się perliście i odpowiedziała:
— Z dobroci serca... skończone! — Wstała z koszyczkiem. — Możesz zostać, ile chcesz. — Dopowiedziała cicho, kierując się do drzwi.
Otrząsnąłem się z amoku i, nie wiedzieć czemu, zasłoniłem twarz włosami, na której mogły pojawić się czerwone plamy. Nigdy nie czułem się tak dobrze, to nadal nie wiedziałem jakim prawem stałem się taki miły. Postanowiłem nie naciągać gościnności i łapiąc za zestaw do pisania, wszedłem za dziewczyną do pokoju. Ale to, co ujrzałem, sprawiło że moje serce coś uderzyło. Taki dziwny impuls. Brunetka płakała, siedząc na ziemi, co jakiś czas wycierając rękawem krokodyle łzy. Nie wiedzieć czemu, chciałem się dowiedzieć dlaczego je roni.
Choelra, Deidara! Jesteś zimnym dupkiem, a nie pocieszycielem!, skarciłem sam siebie w myślach. Wbrew woli napisałem na karteczce ,,Coś nie tak?" i podałem jej ją pod nos brunetce, która zrozumiała to opacznie. Po chwili miała nos umazany w czarnej mazi.
— To nie jest chusteczka! — wykrzyczałem poirytowany, lecz dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, jaką wagę miały te słowa.
I tak w ogóle to ja gadam?!
— Jednak umiesz mówić. — Zakrztusiła się swoimi łzami. Kompletna ślamazara, ale przynajmniej leczyć potrafi.


YUKIJI


Już chciałam krzyknąć, jakim to rasowym dupkiem i kłamcą jest, ale to by wyglądało bardzo dziwnie.
— Co tak ryczysz? — Uważaj bo ci powiem, pedofilu za dychę! Nie mogę wyjść na jakąś ciapę. A teraz nonszalancja, kulturka i pełna profeska! Yukiji z buta wjeżdża!
— Gdzie łazisz z tą raną? Zalejesz mi podłogę, a wtedy nie ręczę za siebie i z twoich włosów zrobię miotłę! — Perfekto. Jego zszokowana mina była taka piękna. Wyglądał jakby zobaczył co najmniej ducha, albo nagą kobietę.
— Ty się odczep od moich włosów, małpiszonie! Albo sam wytnę ci wszystkie, a wtedy zobaczymy, jaka piękna będziesz! — Jego nagły przypływ odwagi i wredoty doprowadził mnie do białej gorączki. Zaraz mu zrobię jakieś piękne tortury, ooo tak!
— Moje włosy są jak sztuka. Nie są trwałe, ale zawsze piękne. — odpyskowałam mu, jak typowa nastolatka.
— Czym dla ciebie jest sztuka, dzieciaku? — Omal nie parsknął śmiechem po wypowiedzeniu ostatniego słowa. Zaraz zedrę mu ten uśmieszek z twarzy!
— Sztuka jest przemijającym pięknem, tak jak moja fryzura. — Nie wiedząc dlaczego, Rokkuso rozszerzył oczy do granic możliwości. To aż cud, że gałki oczne mu nie wypłynęły z oczodołów. A wtedy już bym mu nie pomogła, nie potrafię transplantować oczu. Na prawdę zaczynam się go bać, a już się ściemnia! Yukiji, opanuj swoje chore zapędy i idź po drewno. Tak, to będzie najlepsze wyjście.
Spięłam włosy w niechlujnego koka i opuściłam dom, kierując się do lasu. Na łonie natury czułam się wspaniale. To było najlepsze miejsce, w jakim mogłam dobrze pomyśleć i odpocząć.
— Dzień dobry, panienko! — krzyknął staruszek Rob. Miał zniewalająco długie włosy, spięte z tyłu w kucyk. Wyglądał na około czterdzieści lat, a w rzeczywistości zbliżał się do sześćdziesiątki! Też bym chciała tak dobrze wyglądać w jego wieku.
— Teraz już dobry wieczór, panie Robie! — zachichotałam, przyjaźnie machając ręką.
— A co to za koleżankę przyprowadziłaś do wioski? — zaśmiał się staruszek, łamiąc drewno siekierą. Przez chwilę nie mogłam zrozumieć, o kogo chodzi, ale kiedy przypomniał mi się blondyn od razu odwróciłam się za siebie.
I co, a raczej kogo zobaczyłam? Rokkusu stojącego w miejscu, powstrzymującego się z ledwością do ataku na dziadka. Popędziłam w jego stronę, jak wystrzelona z procy i złapałam chłopaka pod ramionami. Próbował się wyrwać, ale w tym momencie go upuściłam i upadł na ziemię z wrzaskiem. Oczywiście, zrobiłam to całkowicie przypadkowo.
— Od kiedy dziewczyny są takie brutalne?! — wykrzyczał, podnosząc swój wielki tyłek z ziemi.
— Od zawsze. — Gdy tak patrzyłam, jak męczy się z włosami, miałam ochotę go wyśmiać. Wyglądał bardzo komicznie, kiedy kłócił się z własną fryzurą. Wyjęłam z kieszeni gumkę i mu ją podałam. Nie dość, że wygląda jak siedem nieszczęść to zachowuje się gorzej od nich. Istny kabaret.
— Skoro już przyszedłeś, to pomóż mi zebrać chrust! — powiedziałam na odchodne.
— Czy ja ci wyglądam na jakiegoś niewolnika? — oburzył się.
Oczywiście, że byłam zdenerwowana. A nawet gorzej. Byłam tak wkurzona, jak gotujący się wulkan! Już niedługo zobaczy moją erupcję! Złapałam za kamyk i rzuciłam nim w niego.
Ku mojemu zaskoczeniu zablokował go kunaiem. Przestraszyłam się jego zimnego wzroku, pełnego nienawiści. Wyglądał, jakby właśnie wrócił z wojny! Moim największym pechem było to, że przyprowadziłam go do domu. Celował we mnie bronią.


— Ty... chcesz mnie zabić? — Czułam, że zaraz się rozpłaczę. Nie chciałam takiej śmierci.



Łooo, pierwszy rozdział! ^-^ 
Drugi, będzie chyba za miesiąc w 2 albo 3 weekend :)

Betowała: Shori-chan