YUKIJI
Obudził
mnie… hałas?
Tak…
potworne wołania o pomoc i zapach palącego się drewna.
Uniosłam
powieki i spróbowałam ujrzeć jak najwięcej, niestety, mój umysł
nadal był zamglony. Wszystko mnie bolało, oczy chciały się jak
najprędzej zamknąć, usta pragnęły kilku kropli wody, a czoło
pulsowało, jak cholera. Wydałam z siebie ciche syknięcia i
podniosłam się do siadu.
Blondyn
nadal leżał nieprzytomny na ziemi, za oknem widać było porażające
płomienie, które zbliżały się do nas wielkimi krokami. Ale
najgorsze w tym wszystkim były maski ANBU. Widziałam ich kilku i
szybko ukryłam swoją chakrę, chociaż pewnie już mnie zauważyli.
Problemem był Rokkusu.
Jeżeli
był ninją, to jego chakra nawet po utracie przytomności jest
widoczna. Szybko wstałam i postanowiłam uciec jak najdalej i jak
najszybciej. Żwawo wstałam i niepostrzeżenie przebiegłam na drugą
stronę pokoju. Wyjęłam opaskę, rękawice, płaszcz i shurikeny.
Założyłam to, co się nadawało i schowałam broń oraz
medykamenty do torby, którą przewiązałam przez pas. To samo
zrobiłam z kataną, tkwiącą teraz spokojnie w pochwie na moich
plecach. Byłam gotowa i czym prędzej podbiegłam do blondyna, aby
go obudzić. Był mi potrzebny. Raz, mogłam dowiedzieć się czegoś
o Akatsuki; dwa, gdybym go tu zostawiła pewnie by coś z niego
wyciągnęli o mojej osobie. Potargałam jego ciałem, nic. Uderzyłam
go w policzek – nadal nic, żadnej reakcji. Zacisnęłam dłoń w
piąstkę i z całej siły uderzyłam go w brzuch. Tym razem szybko
otworzył oczy i podniósł się do siadu, łapiąc łapczywie
powietrze.
— Rokkusu,
musimy uciekać. ANBU jest w wiosce, jeśli nas namierzą będzie
źle. — szepnęłam do niego. Jego oczy powiększyły się
o kilka rozmiarów, widać było że nie jest z tego faktu
zadowolony. Ja z resztą też nie byłam.
—
Cholera, teraz mnie budzisz? Nie mogłaś się pośpieszyć, un?!
— Żyłka wskoczyła mu na czoło, a ja nie zamierzałam
odpuścić! Krew się we mnie gotowała i musiałam mu po prostu
dopiec, nawet jeżeli od tego zależy moje życie!
—
Możesz łaskawie podnieść ten swój gruby tyłek i mi pomóc?
Trzeba wiać! Rozumiesz, czy mam ci to przeliterować, co panie
pani?
Jeden
punkt dla Yukiji, oł jee! Jego skwaszona, lekko zniesmaczona mimika
twarzy mówiła sama za siebie. Przegięłam i to ostro. Zmarnowałam
trochę czasu.
— Mniejsza
z tym — Wstał i otrzepał się, zawieszając wzrok na mnie. — Mam
pewien pomysł — Kąciki jego ust, lekko drgnęły ku górze.
Borze
szumiący, co on ma zamiar zrobić?! Nie mamy czasu na cere... a no
tak. Sama się tak zachowałam, przed chwilą.
—
Streszczaj się. — powiedziałam głośnym szeptem, patrząc
za okno. Nikogo jeszcze nie było widać, a jednym dobrym punktem
było zgaszenie światła, które zrobiłam kilka minut przed utratą
przytomności – brawo ja!
—
Dzięki temu, że mam glinę mogę zrobić nam zasłonę dymną, bo
jak mniemam nie masz przy sobie bombek, co? —
Pokręciłam głową. — No właśnie. Kiedy wejdę na dach, zacznij
kierować się na północ, w stronę lasu. Dołączę do ciebie.
— Ooo, no super. Zadanie na zaufanie. Pięknie to sobie
umyślił. Ja wyjdę, oni mnie złapią, a ten sobie ucieknie w
stronę zachodzącego słońca, krzycząc wesolutko „Sayooonara!”.
Jeszcze tego mi brakowało…
— Kłamiesz.
Uciekniesz, a ja zostanę złapana. — wyrwało mi się.
Rokkusu tylko westchnął i spojrzał na mnie poważnie, aż przeszły
mnie ciarki. No dosłownie! Para błękitnych oczu przebijała mnie
na wskroś, sugerując, że mówi prawdę.
— Nie
ma czasu, przestań zajmować się takimi durnotami, tylko rób, co
mówię! — Wskoczył na drabinę w ekspresowym tempie i
zaczął przeć w górę, prosto na dach. Skrzyżowałam ramiona i
bąknęłam pod nosem:
— Jesteś
tak głupi, że tylko zmądrzeć możesz. — Tak jak mi kazał,
wybiegłam i nawet się za siebie nie odwracałam, dopóty dopóki
nie usłyszałam ogromnego „BUM”!
Co
jest, kurde?!
Skręciłam
szyję do granic możliwości i wbiłam wzrok w blond czuprynę,
rzucającą kulkami w stronę ANBU i ludzi z wioski, martwych ludzi.
Wśród z nich zobaczyłam dziadka Roba. Leżał w kałuży krwi,
trzymając się kurczowo dłoni swojej wnuczki, która tak jak on
umierała. Chciałam pobiec i im pomóc, ale w tamtej chwili miecz
samurajski jednego z ninja przebił dziadka na wskroś. Zaparło mi
dech, aż stanęłam i zasłoniłam usta dłońmi. Łzy poleciały mi
strumieniami po policzkach. Płakałam. I miałam konkretny powód.
To właśnie pan Rob, pozwolił mi zostać w wiosce, ba! On kazał
wybudować mi tą chatkę! Pomagał mi od początku i to
bezinteresownie, a jego mała wnuczka, Isobu, zawsze się ze mną
bawiła. Robiłam jej długie kasztanowe warkocze i pomagałam w
nauce kanji. Byli świetnymi ludźmi, a ja nie zrobiłam nic,
kompletnie nic,
aby im pomóc.
W
tym momencie, znienawidziłam sama siebie.
Rozpłakałam
się jak małe, głupie dziecko. To wszystko było naprawdę
przerażające. Dłonie trzęsły mi się okrutnie szybko, zaś nogi
uginały się tylko i wyłącznie pod pozostałą częścią mojego
ciała.
Widziałam
krew, rozcinane ciała, z których wyfruwały poszczególne narządy.
Dodatkowo w tej mgle straciłam wgląd na Rokkusu, wszystko było tak
jak myślałam. Uciekł, a mi nie pozostało nic innego jak bieg w
nieznanym kierunku. Wiatr targał moimi włosami w każdą możliwą
stronę często próbując wepchać mi się do gardła. Dusiłam się
łzami, powietrzem, włosami, a nawet myślami. Sama tak dokładnie
nie wiem ile biegłam, ale bardzo szybko straciłam oddech. Opadłem
na ziemię i oddychałam głośno. Miałam serdecznie dosyć tego
wszystkiego, tego całego bagna. Mogłam umrzeć i nie
przeszkadzałoby mi to. Nie wiem też ile czasu leżałam na brudnej
ziemi, ponieważ po chwili zerwałam się na równe nogi i ujrzałam
trzy osoby. Mieli opaski z Konohy!
Wysunęłam
lekko głowę zza krzaków i przyjrzałam się dokładnie.
Było dwóch nastolatków i dziewczyna, także w ich wieku.
Chłopak
na pozór dość nietypowy. Miał przerażająco jasne blond włosy,
czarno-pomarańczowy dres i dziwne wąsy na policzkach. Dostałby
nagrodę za najbardziej oczojebny cosplay. Drugi był obok niego i
jeśli o to chodzi – nie byli do siebie ani trochę podobni. Czarne
włosy, oczy, spodnie, buty... Nagroda dla największego emo w
historii ląduje w jego rękach (oj, nie sądzę xDD ten tytuł
należy się tylko Sasuke! – dop. bety). I
nadeszła kolej na dziewczynę. Różowe włosy, przepaski na
łokciach, czerwona koszulka i czarne spodnie. Mimo, że wyglądała
z nich wszystkich najnormalniej, to po ponownym przyjrzeniu się jej
kłakom stwierdziłam, że adres przychodni dla ludzi chorych bardzo
by jej się przydał.
Kto
normalny farbuje włosy na tak rażący kolor i to jeszcze będąc
ninja? Zauważyłam, że dyskutowali o czymś zacięcie, a ja, jak to
kobieta, postanowiłam ich troszkę podsłuchać.
—
Też bym chciała, aby wrócił, Naruto! — pisnęła
landrynkowa kunoichi.
—
To nie zmienia faktu, że my i babunia Tsunade nie robimy w tej
sprawie kompletnie nic -dattebayo! — uniósł się
pomarańczowy dodatek do ramen.
—
Przestańcie się kłócić, w ten sposób nic nie zdziałacie! —
Widać było, że emos próbuje ich okiełznać. Ale brak dobrego
bata i kagańców dał się chyba we znaki. Zachowywali się jak
dzikie zwierzęta! Różowa szarpała się to z jednym to z drugim
wydzierając się przy tym niemiłosiernie. Włożyłam nawet szyszki
do uszu, by nie słyszeć tego upierdliwego zrzędzenia! Niestety nie
podziałało.
—
Idiota! — Niech to się już zakończy, błagam! Nie
zamawiałam tortur na dziś! Byłam grzeczną, małą dziewczynką!
Dreszcze przeszyły mnie po chwili, insynuując że zbliża się
niebezpieczeństwo. Owinęłam się płaszczem i złapałam za katanę
wystawiając ją przed me oblicze. Nie wiedziałam kto to może być.
Czy to niedobitek z ANBU, człowiek z wioski, Rokkusu, a może
prawdziwi nastolatkowie, którzy przed chwilą się kłócili! Może
to były klony i zasadzili się tu na mnie?!
Spokojnie…,
powiedziałam w myślach. Przewróciłam teatralnie oczami wracając
myślami na ziemię.
Krzaki
trzęsły się co kilka sekund, aż w końcu wyłoniła się z nich
blond czupryna. Mogłam w końcu odetchnąć z ulgą. Przybył mój
książę z bajki na wyimaginowanym rumaku! Proszę państwa, oto
kobieta z głosem faceta!
—
Naprawdę cię nienawidzę. — Spojrzałam na niego wzrokiem
płatnego zabójcy. Najchętniej dorwałabym się do niego i wybiła
kilka zasad piąstką, ale kobiety tak nie robią. Kobiety są
pięknościami o nadnaturalnych kształtach i ubogim odzieniu, okryte
wiązanką morderczych zachowań, godnych przestępcy. O czym ja tak
właściwie pomyślałam...
—
Daruj sobie, te niesnaski. To niedobitki z Konohy i nie są tacy
słabi, jak ci się wydaje. — Wychodzi na to, że nadal jestem
najmniej doinformowana o wszystkim co tu się dzieje. Nie będę tego
zwalać na pisiont lat spędzonych w wiosce skał, ale to przechodzi
ludzkie pojęcie! Chcę wiedzieć wszystko, tylko żeby głowa od
tego nie urosła. Bycie monstrum z wodogłowiem mi nie odpowiada.
— Przecież
wiem, idioto! — Zdzieliłam go w głowę piętą. Ma się ten
refleks, kurde balans! — Tak właściwie to jak mnie tu
znalazłeś? Myślałam, że zabierzesz siedzenie i uciekniesz tam
gdzie raki zimują. — To nie moja wina, że jadaczka cały
czas się otwierała i nie chciała domknąć. Musiałam się po
prostu do kogoś odezwać, a że to jedyna osoba, jaką znam i jestem
w całkiem przyjemnych rachunkach, to sory memory ale Rokuś
pocierpi.
—
Idiotko, bo cię usłyszą! — Usłyszałam głośne „klasp”.
Blondyn uderzył się otwartą dłonią w czoło. I kto tu się
głośno zachowuje, do jasnej cholery! On! On! Wybierzcie jego! To
Pokemon!
Westchnęłam
ciężko, krzyżując ręce na piersiach. Moja mina wyglądała,
jakby ktoś właśnie wyprowadził mnie z równowagi, a czoło
pokryła znaczna ilość żyłek. Wdech i wydech, nic tu nie pomoże,
trzeba skopać mu tyłek i tyle!
DEIDARA
—
Shannaro! — Znałem ten okrzyk i wiem, że nie zwiastuje nic
dobrego! To ta różowa, która zabiła Dannę! Nie było nawet
chwili na ucieczkę, kiedy z impetem uderzyła w ziemię pięścią,
przedtem wybijając się z najwyższej gałęzi drzewa. Myślałem,
że umarłem! Jednakże uczucie ogromnej chakry tak znanej i
upierdliwej postanowiło otworzyć mi oczy. Rozejrzałem się i co
zobaczyłem?
Yukiji
stała kawałek za zniszczoną podłogą razem ze mną, byliśmy
otoczeni ogromną chmurą, zbitą z fioletowej energii. To było
Susanoo, nic bardziej pewnego. Tylko co tutaj robi? Jest tu Itachi,
może Sasuke? Kij z tym! Mojego tyłka nie będzie ratował żaden
Uchiha, ale na razie ja sobie tu tak postoję.
—
To... niemożliwe — Różowowłosiasta była w ogromnym
szoku, ale bądź co bądź podzielałem jej emocje. Yukiji ma
sharingana? Więc jak go zdobyła, zabiła kogoś i odebrała oczy
czy jest z klanu Uchiha? Nie, to nie możliwe. Oni zostali
wymordowani przez Itachiego, tylko Sasuke ocalał. Nic tu się nie
trzyma kupy.
Spojrzałem
na twarz dziewczyny, nie wyrażała żadnych emocji. Po policzkach
spływała krew, a wargi były przygryzione. Chyba mocno się
stresowała, poznałem to po zaciśniętej prawej ręce. W lewej
trzymała katanę i była gotowa na każdy atak. Mimo wszystko nasza
dwójka nie ma najmniejszych szans z Kyuubim, który drzemie w
brzuchu Naruto... Chwila, co to za uczucie? Czy ja się właśnie
boję...? Ten ucisk w piersiach, kołatanie serca, pot spływający
po twarzy i, co najgorsze, trzęsące się ręce. To nie może być
prawda. Muszę wyciągnąć nas z tego bagna!
Włożyłem
dłoń do kieszonki po glinę, lecz Chikara od razu wyrzuciła ją
stamtąd. Spojrzałem na nią jak na furiatkę, którą była, ona
tylko pogroziła mi wzrokiem i wróciła do zgrywania twardzielki.
Kobiety...
—
To trochę uciążliwe, nie sądzicie? Nie przygotowałam poczęstunku
na wasz przyjazd... — Mówiła wolniej i bardziej arogancko.
Była pewna siebie, pewna że wygra i to przy małym wysiłku. Czy ta
baba chociaż raz nie skontroluje sytuacji i nie wymyśli ciekawszego
planu, niż bezmyślna gadka i atak? Typowa... Uchiha.
—
Jesteś z klanu Uchiha? — Czarno-włosy wyłonił się zza
krzaków ze swoją bezuczuciową miną. Po Naruto nie było śladu,
więc to oczywiste że zacząłem się rozglądać. Ten palant może
być wszędzie! Ostatnim razem, kiedy na niego polowałem, o mało
mnie nie zabił! Trzeba być ostrożnym. Szepnąłem do niej: —
Jest tu jeszcze Kyuubi, w brzuchu wkurzającego nastolatka o blond
włosach. Bądź ostroż… na. — Spaliłem buraka, ale
szybko powróciłem na właściwe tory. Czekała nas ciężka walka,
więc nie mogę tak sobie podrywać kobiet, które znam ledwo cztery
dni! To się nazywa kalejdoskop…
—
Uchiha Yukiji. A ty landrynko z pączkiem na koszulce? — Jej
kąciki ust podniosły się delikatnie. Warstwa Susanoo podzieliła
się na dwie. Jedna mniejsza opatuliła całe moje ciało, druga
wręcz ogromna chroniła Chikarę… Uchihę kurde! Spoufalam się z
Uchihą! Strzeliłem kolejnego placka, odwracając się i ulatniając
kawałek dalej, aby odszukać tego durnia. Jeśli kręci się gdzieś
w pobliżu, jesteśmy zagrożeni.
—
Gdzie jest Sasuke –dattebayo?! — Cholera jego jasna jak
słońce mać! Pobiegłem w złą stronę! Gdy tylko się odwróciłem
Uzumaki zaatakował Yuki swoim rasenganocośtam, na szczęście
pancerz Susanoo był cholernie wytrzymały i nic nie poczuła.
Mrugnąłem kilka razy oczami i dokładnie przyjrzałem się
płaszczu, który założyła. Był postrzępiony, jakby ktoś
przejechał po nim kosiarką, ale to mój kawałek garderoby! To
płaszcz z Akatsuki! Jak to możliwe, że ona go ma, un?!
—
Amaterasu! — Płomień pokrył ciało różowej, która
natychmiastowo zaczęła krzyczeć i cierpieć. Bezuczuciowy gostek
ruszył na pomoc swojej przyjaciółce, ale w tym wypadku nie wiem
czy jest w stanie coś zdziałać. Ognia Amaterasu nie da się
ugasić, przynajmniej tak bełkotał Itachi, chwaląc się swą
inteligencją na każdym zebraniu, un! Mimo, wszystko
postanowiłem przyłączyć się do tej dziewczyny i jej pomóc w
jakimś stopniu. Skoro ma taką moc, to na pewno przyda się w planie
Sasoriego! Trzeba tylko ją jakoś przerzucić na stronę Akatsuki...
to będzie trudne, ale przyjmuję wyzwanie!
Dobra oficjalnie jestem wykończona.
Wypompowałam z siebie trochę chakry na ten rozdział i jak widać, to mnie przerosło.
Tak bardzo chciałam coś dla was napisać, ale był brak odezwu.. weny no i chęci do jakiegokolwiek skrobania. Jeśli jest tu ktoś kto czyta blog o Fairy Tail, to niech mi powie czy mam go zawiesić czy w ogóle porzucić bo dołek niesamowity.
Ale teraz, nie będę was już przygnębiać! Daję wam rozdział i piszę V! Tak piszę! Tym razem naskrobię bitę 10 stron i nie ma być tu żadnych marudzeń!
Do czerwca!
Uchiha Hinata